Archiwum Polityki

Czwarte podejście

Historia znów z nas szydzi. Kilka dni po wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w Moskwie i przełomie w stosunkach polsko-rosyjskich wybuchła polsko-niemiecka "papierowa wojna" między Bundestagiem i Sejmem. Jak gdyby wciąż nas znosiło ku zabójczej huśtawce między Wschodem a Zachodem. Jak z jednymi dobrze, to z drugimi źle.

Na pierwszy rzut oka czas cofnął się o kilkanaście lat. Powróciły bojowe słowa oskarżające Niemców o "niebezpieczne tendencje" i zaprzepaszczanie "największego sukcesu Europy ostatnich lat". Można się było spierać o poszczególne sformułowania niemieckiej deklaracji prezentującej "wypędzonych, mniejszość niemiecką i późnych przesiedleńców" jako pomost między Niemcami i ich wschodnimi sąsiadami. Bundestag pominął np. podwójną, polsko-niemiecką tożsamość kulturową młodych Ślązaków mieszkających w Niemczech, która także w imię pomostu powinna być pielęgnowana. Pomija istnienie pokaźniej (co prawda haniebnie skłóconej) niemieckiej Polonii. Odwołuje się do prawa swobodnego osiedlania się niemieckich wypędzonych w Polsce, ale nie wspomina o niemieckich zamiarach ograniczenia Polakom prawa podejmowania pracy w Niemczech, także po naszym wejściu do UE. To wszystko można było powiedzieć szkicując w odpowiedzi Bundestagowi własną wizję polsko-niemieckiego pomostu.

Według badań opinii sympatie do Niemców po roku 1989 rosły w Polsce z roku na rok o kilka procent. Nie jest to jedynie nasz cielęcy podziw dla niemieckiej zamożności, ale zapewne również przejaw rosnącego poczucia własnej wartości. Mimo mało estetycznych zawirowań w polskiej polityce, gospodarce i mentalności społecznej ostatnich ośmiu lat dajemy sobie całkiem nieźle radę. Dodatkowym elementem naszego uwalniania się od "niemieckiego kompleksu" są dochodzące do Polski sygnały, że Niemcy zaczynają rewidować swój obraz Polski i doceniają polskie osiągnięcia ostatnich lat.

Z drugiej strony wciąż nie dowierzamy sobie i nie mamy zaufania do sąsiadów. Wystarczy seria nieprzyjemnych wypowiedzi zagranicznych polityków, niekorzystny dla nas wynik badania opinii publicznej czy seria porażek - jak owe skreślenie 34 milionów ecu - by tradycyjne kompleksy wracały.

Polityka 30.1998 (2151) z dnia 25.07.1998; Kraj; s. 20
Reklama