Ta osobista ciąży i uciska, drga w sercu i wzrusza, bo związana jest nierozerwalnym węzłem z moją biografią, tą prywatną i tą społeczną. Tutaj się kształciłem; na Uniwersytecie Hebrajskim uzyskałem doktorat i zostałem mianowany profesorem nauk politycznych w Hajfie, w czasach gdy tamtejsza uczelnia działała jeszcze pod patronatem Jerozolimy. Wreszcie to tutaj, w Jerozolimie, od 18 lat jestem posłem do Knesetu, a w 1992 r. zostałem wybrany na jego przewodniczącego. Na ziemi jerozolimskiej przeszedłem szmat drogi u boku Rabina i Peresa. W tejże to ziemi pogrzebaliśmy Icchaka Rabina, zamordowanego przez żydowskiego faszystę; pogrzebaliśmy go obok grobu Teodora Herzla, duchowego ojca państwa żydowskiego.
Jest w Wieży Króla Dawida, w murach starej Jerozolimy, wspaniałe muzeum opowiadające dzieje najstarsze i najnowsze. Nie brak w mieście małych restauracyjek, w powietrzu unoszą się zapachy orientalnych przypraw i potraw europejskich, a obok zawodzenia muezina dzwonią dzwony kościołów, słychać donośny głos uczniów szkół rabinackich kujących na pamięć wersety Pisma świętego, a wieczorami rozbrzmiewa śmiech rozbawionej młodzieży w dyskotekach i w kawiarniach na świeżym powietrzu. Stare i nowe splata się w jedną całość - w ten nadzwyczajny urok tego miasta.
Jerozolima ma Bramę Damasceńską i Bramę Gnojną, Bramę Nową i Bramę Jafską, Bramę Litości i Bramę Lwów, a także Sto Bram prowadzących w świat mego dzieciństwa. Sto Bram, po hebrajsku Mea Szearim, to dzielnica ortodoksyjnych, brodatych żydów w czarnych chałatach i małych pejsatych chłopców z jarmułkami na głowie. Jest rzeczą paradoksalną, że właśnie ten skansen świata, którego już nie ma, jest mi najbliższy. Może dlatego, że przypomina mi Borysław, miasteczko, w którym się urodziłem, ale którego nie zdążyłem się napatrzyć i nawąchać.