Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Literatura ze snów

Henryk Bereza znalazł w "Epistołach" formę oddającą ducha naszych rozchwianych "postmodernistycznych" czasów. Co oczywiście prawdą nie jest, bo Bereza pisze tak od lat, by nie powiedzieć od zawsze. Rzecz w tym, że jest po prostu jedną z najbardziej wyrazistych osobowości polskiej krytyki ostat-niego półwiecza.

Część pierwsza tomu zatytułowana "Listy wewnętrzne" składa się z kilkunastu krótkich esejów publikowanych wcześniej w "Twórczości", część druga zawiera prawdziwe listy do Dariusza Bitnera. Trudno jednoznacznie zaklasyfikować gatunkowo teksty z obu części. Mimo odmienności formy, na poziomie konstatacji mamy tu do czynienia z materią niezwykle podobną. Bereza w listach jest eseistą i aforystą, a jego teksty krytyczne bywają nadzwyczaj osobiste.

Mówiąc o Berezie per krytyk dostrzegam pewną niestosowność czy może raczej nieodpowiedniość tego słowa w odniesieniu do jego pisarskiej roboty. Chodzi o to, co wysławia sam autor: "robota mojej wyobraźni jest najlepsza ze wszystkiego, co robię" oraz "Artysta i krytyk nie muszą się upierać przy swoich zdaniach, ponieważ każdy z nich rezygnuje z własnego zdania na rzecz własnego utworu, a te (utwory) mówią, co chcą...". Oba cytaty pochodzą z "Listów do Bitnera", a zestawione zostały nieprzypadkowo. Jeśli o wyobraźni mowa, to Henryk Bereza jest prawdopodobnie jedynym krytykiem, analizującym literaturę za pomocą własnych snów w publikowanej od lat w "Twórczości" "Oniriadzie" (dla opisania której nota bene adresat listów Dariusz Bitner ukuł termin "literatura snu"). Cytat drugi wykłada najjaśniej, jak można, autorskie pojmowanie działalności krytycznej, która w tej interpretacji, mimo iż posiada formę użytkową, jest literaturą.

Henryk Bereza na łamach "Twórczości" od lat formuje własny kanon polskiej literatury. Pisarze, o których mówi "moi", często na innych łamach, co autoironicznie zauważa, zaliczani są do szkoły Berezy, stajni Berezy i nawet w podeszłym wieku nazywani bywają chłopcami od Berezy. Krytyk swoim wyborom i fascynacjom pozostaje wierny. Konsekwencji w lansowaniu i wspieraniu "swoich" autorów nie sposób mu odmówić, choć tylko nieliczni jego wybrańcy zyskują powszechną akceptację.

Polityka 33.1998 (2154) z dnia 15.08.1998; Kultura; s. 46
Reklama