Jak to się stało, że Mieczysławowi Janoszowi, współpracownikowi służb specjalnych w PRL, obecnie właścicielowi agencji handlu nieruchomościami, zakon karmelitanek bosych wydzierżawił na 30 lat, za symboliczną opłatą, budynek klasztorny i tzw. żwirowisko w Oświęcimiu?
Nieszczęście zaczęło się z chwilą przekazania budynku tzw. Starego Teatru (który Niemcy przerobili na magazyn Cyklonu B) i żwirowiska zakonowi karmelitanek. Nieruchomość należąca do Skarbu Państwa usytuowana tuż za obozowym murem oddana została siostrom w wieczyste użytkowanie aktem notarialnym z 26 czerwca 1984 r. na wniosek Kazimierza Żygulskiego, ówczesnego ministra kultury, i Adama Łopatki, kierownika Urzędu ds. Wyznań. Można było przewidzieć, że usytuowanie klasztoru wywoła protesty środowisk żydowskich. Zapewne jednak chęć naprawienia wizerunku władzy po stanie wojennym była silniejsza.
Sprawy przekazania nieruchomości nie konsultowano z kierownictwem Muzeum Oświęcimskiego. Dowiedziano by się, że klasztor będzie usytuowany w 500-metrowej strefie ochronnej, zatwierdzonej jeszcze w 1977 r. Niemniej - zgodnie z ustawą o gospodarce terenami - zakon przejął nieruchomość "pod konkretny cel" i nie miał prawa zmieniać "charakteru jego przeznaczenia".
Jak można było się spodziewać - środowiska żydowskie zaprotestowały. Oświęcim to przecież ich największy cmentarz świata. Wiosną 1987 r. w Genewie zostało zawarte porozumienie. Siostry przeniosą się do nowego klasztoru, który powstanie 500 m od Starego Teatru (powstał w 1991 r.). Strona żydowska zaakceptowała zaś utworzenie Centrum Dialogu w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru. Jego "duchowym płucem" - jak po latach określił to ks. Stanisław Musiał, główny negocjator porozumienia ze strony katolickiej - miał być właśnie Karmel.
- Strażnik I: ks. Stanisław Górny,
proboszcz oświęcimskiej parafii św. Maksymiliana Męczennika, bez zgody władz kościelnych, miejskich, muzeum, zrzeszenia byłych więźniów itd., ustawił na żwirowisku 8-metrowy krzyż metodą konspiracyjną i faktów dokonanych - nocą 26 lipca 1989 r.