Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ballady i romanse

Uciekające krajobrazy, cichnące głosy. Już nikt nie mówi o kuchennych schodach. Nie ma ich, znikły. Pojawiają się tylko w literaturze, przechowującej barwy i zapachy minionego czasu. Jedynie na pograniczu jawy i snu, po stopniach kuchennych schodów maszerują rumiane kucharki. Zabierające się do rządzenia.

Podwórka nie są już podwórkami, gdzie przy trzepaku ogniskowało się małe zabiegane życie. Trzepak został zastąpiony przez ekran telewizora. Dywan traktowany trzepaczką stał się dywanikiem, na który wzywają medialne pańcie. Czujące się najlepiej wówczas, kiedy monotonnemu stukowi pytań towarzyszy kurz, sypiący się ze skołatanych głów. Na tym, co dzisiaj nazywa się podwórkiem, nie widać dziewuszek ze skakankami. Wsłuchanych we własny szept: Aniołek, fiołek, róża, bez, konwalia, balia, czarny pies... Aniołek odleciał w szarość nieba, czarny pies znalazł się w schronisku na Paluchu, zatruty chemią bez pachnie w refrenach piosenek, we wspomnieniach. Czy na podwórkach jacyś anachroniczni frajerzy grają w klasy? Nowa klasa pewna jest swego. "Niektórzy mówią o mnie - polski król majonezu" - czytam w quizie magazynu VIP. Jeszcze niedawno na podwórkach rozbrzmiewały wołania: Noże, noże ostrzę... garnki lutuję... Noże, zwłaszcza te otwierające się w kieszeni - ostrzą się same. A garnki wiedzą, że nie lepili ich święci. Czego więc wymagać? Lutowanie gliny to jak robienie zastrzyków w drewnianą nogę przez lekarza domowego. Okrzyku - Ziemia do kwiatów! - brzmiącego niemal jak okrzyk na "Santa Marii" - Ziemia! Ziemia! - dawno już się nie słyszy. Tylko emeryci z najstarszego portfela pamiętają, że przed wojną chodzili po podwórkach piaskarze. Zachwalając piasek wiślany. "Piasku białego wiślaneee"... W fotoplastykonie zdarzeń z ich młodości pojawiają się również domokrążni akrobaci, sztukmistrze, grajkowie, balladziści.

Polityka 36.1998 (2157) z dnia 05.09.1998; Groński; s. 85
Reklama