Mam pomysł na to, aby podzielić wielkie miasta świata na takie, w których przeważa wspomnienie minionej chwały, i te, które teraz budują swoją chwałę żyjąc przede wszystkim dniem dzisiejszym. Do tej drugiej kategorii chcę zaliczyć wszystkie miasta nowego świata (tu wymienię te, które lubię), a więc Nowy Jork, Los Angeles, Chicago czy Miami, a także Toronto i Sydney. Zmieszczą się w niej także San Francisco czy Montreal, w których jest szczypta pamięci o jakimś czasie minionym, ale świetność kojarzy się tylko z dniem dzisiejszym.
W podobnej perspektywie widzę miasta związane z azjatyckim boomem. Singapur, Manilę (przypuszczam tak samo wygląda Kuala Lumpur), a na pewno (bo widziałem) Szanghaj, który rośnie podobnie jak Hongkong i swą przeszłość ma tylko dla ozdoby, tak jak i Tokio czy Osaka, które szczycą się tym co nowe, a parę wdzięcznych zabytków mają za atrakcję bez znaczenia (pamięć mieści się w Kioto czy w Nara).
Z miast Europy właściwie wszystkie żyją głównie czasem przeszłym. Rzym nie będzie już stolicą całej cywilizacji i chociaż Mussolini budując kompleks wystawowy EUR pokazał ambicje mocarstwowe, ale prysły one z końcem wojny i w Rzymie stare jest ważniejsze niż nowe; szczęśliwie nie wolno budować żadnych wieżowców ani w niczym naruszać istniejących struktur, co czyni miasto trudnym do mieszkania, ale za to idealnym dla turystów. Dopiero jubileusz z przewidywanym napływem pielgrzymów da poczuć przykre skutki braku komunalnych inwestycji. Dwie tylko linie metra, brak parkingów, zaniechana budowa tunelu pod zamkiem Anioła - to wszystko spowoduje, że miasto do końca się zatka, co oznacza zaledwie tyle, że będziemy po nim chodzić głównie pieszo.