Po felietonie, w którym wspomniałem o raniuszku (przypominam - to taki ptaszek z bardzo długim ogonkiem), dostałem bardzo miły list od pana dr. hab. Tomasza Wesołowskiego, wiceprezesa Zarządu Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków z siedzibą we Wrocławiu. Otóż organizacja owa, a bardzo się ucieszyłem, że istnieje, ma właśnie raniuszka w herbie. Dr hab. Wesołowski komplementuje mnie: "Ku memu miłemu zaskoczeniu dowiedziałem się, że od dawna interesuje się Pan ptakami, i to do tego stopnia, że zna Pan nazwę naukową raniuszka. Ucieszyło mnie to bardzo, gdyż humaniści, którzy posiadają wiedzę przyrodniczą, są u nas zjawiskiem wyjątkowym". Z przykrością wyznać muszę, że pan wiceprezes znacznie mnie przecenił. Moja wiedza przyrodnicza jest niestety znikoma. Jestem klasycznym okazem ornitologa hobbysty-amatora. Ale, co może go z kolei pocieszy, dlatego właśnie ze wszystkich sił popieram reprezentowane przezeń Towarzystwo. Albowiem obserwowanie ptaków (a piszę to wcale nie dlatego, że każdy chwali, co lubi) jest jedną z najwspanialszych zabaw, jakie znam i do której serdecznie zachęcam.
Zabawa ta ma szereg aspektów: sportowy, ekologiczny, pedagogiczny, estetyczny, poznawczy etc. Przyznaję się bez bicia, że moją pierwszą motywacją był element sportowy. Wpadły mi oto w ręce (miałem czternaście lat) świetnie i przystępnie napisane dwa tomy "Ptaków ziem polskich" Jana Sokołowskiego. Przeczytałem i zdumiałem się niepomiernie. Jakież bogactwo różnorodności! Tymczasem mój ptasi świat zredukowany był dotąd do wróbli (małe), gołębi (średnie), wron (duże) i orłów (w herbie). Ludwik Tomiałojć udokumentował występowanie w Polsce (wliczając zalatywanie) około czterystu skrzydlatych gatunków.