Drzwi NBP zawsze były szczelnie zamknięte, a jego pracownicy dyskretni. To światowe standardy. W Europejskim Banku Centralnym tajny jest nawet spis telefonów. Instytucja, która ma chronić stabilność waluty oraz całego systemu bankowego, nie powinna być przedmiotem plotek. Kiedy więc wiceprezes Krzysztof Rybiński 2 stycznia złożył rezygnację z funkcji, sprawę komentowano głównie w środowisku. Rzadko się zdarza, by wiceprezes nie dotrwał do końca sześcioletniej kadencji. Bycie zastępcą szefa banku centralnego to nie jest tylko etap zawodowej kariery. To obowiązek powierzony przez prezydenta. W przypadku Rybińskiego – jeszcze przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie można tak po prostu rzucić papierami.
Tym bardziej zdumiewające było to, co zrobił drugi, a w hierarchii bankowej pierwszy wiceprezes Jerzy Pruski. Trzy tygodnie później nie tylko rzucił papierami, składając dymisję, ale publicznie oświadczył, że w NBP źle się dzieje! Gdyby sam prezes był równie kompetentny jak jego zastępca, konflikt można by sprowadzić na płaszczyznę charakterologiczną. Problem w tym, że po sejmowym przesłuchaniu Sławomira Skrzypka przed jego nominacją na prezesa NBP już nie tylko bankowcy wyrobili sobie zdanie o jego nieprzygotowaniu na to stanowisko.
Po oświadczeniu Pruskiego rozpętała się polityczna burza, a wewnętrznym konfliktem w NBP zainteresowała się sejmowa komisja finansów publicznych. Wezwanie przed oblicze Sejmu Sławomira Skrzypka, nominata PiS, przez Zbigniewa Chlebowskiego, prominentnego człowieka PO, to pokazanie opinii publicznej hierarchii ważności. Trochę jak wzywanie ministra spraw zagranicznych do Kancelarii Prezydenta. Ale Skrzypek, mający mętne pojęcie o polityce monetarnej, okazał się sprawny w grach politycznych. Zanim stawił się przed obliczem komisji, konflikt w NBP wyglądał już zupełnie inaczej.