Archiwum Polityki

Żegnajcie żitany

We francuskim bistro nie wolno już zapalić papierosa. To rewolucja obyczajowa, może nawet kulturalna. Władze liczą się z pełzającą kontrrewolucją.

Zakaz palenia w miejscach publicznych jest już totalny. Pierwszego stycznia skończył się okres transformacji, wyrozumiale przyznany dziesięć miesięcy wcześniej zakładom mniej lub bardziej zbiorowego żywienia i pojenia. Teraz za papierosa przy szynkwasie czy stoliku grozi klientowi 68 euro grzywny. Za sprzyjanie takiej postawie (choćby bierne, pojmowane np. jako wystawienie popielniczek): do 750 euro dla szefa baru, kawiarni, restauracji, hotelu, nawet kasyna gry. Nowe przepisy dotyczą około 220 tys. lokali w całej Francji. Są podyktowane troską o zdrowie personelu oraz biernych palaczy wśród gości. Przesłanie, jakie zaraz po Nowym Roku popłynęło z Francji ku wspólnocie międzynarodowej, było jednoznaczne. Papierosowa armia złożyła broń. Knajpiarze wyrzucają opornych na zbitą fifkę. Kraj 23 mln palących (na 63 mln obywateli) – bez protestów – dołączył do potężniejącej w UE strefy bezdymnej.

Ruch oporu

Kilka tygodni później tak jednoznacznie już nie jest. Nie chodzi przy tym o nadużywanie odwołań do swobód obywatelskich i ideałów Ojczyzny Praw Człowieka. Prędzej o duszną atmosferę, w jakiej przyszło żyć nawykłym do tytoniowych używek. Oni wyraźnie łakną przeciągu, głównie w wyobraźni zdrowo rządzących Francją. Choćby uchylenia lufcika.

Wiele – choć nie wszystko – wyjaśnią anegdoty. 17 lat temu Zgromadzenie Narodowe przyjęło ustawę Evin (od nazwiska projektodawcy). Zakazywała palenia tytoniu w miejscach publicznych. W szczególności wszelkie zakłady gastronomiczne mogły wyznaczać strefy dla palących. W moim ówczesnym narożnym bistro (w Paryżu każdy ma taki róg i taki przybytek) pojawiła się wywieszka: „Bar dla palących; niepalący tolerowani”. Nawet dzielnicowi policjanci uznali to za pyszny żart i nie czynili wstrętów właścicielowi knajpy ani jego klientom.

Polityka 6.2008 (2640) z dnia 09.02.2008; Świat; s. 51
Reklama