Archiwum Polityki

Długi łyk piwa

Tylko plakaty z Gerhardem Schröderem, kilka transparentów przeciw kanclerzowi Helmutowi Kohlowi i podium z olbrzymich rozmiarów logo SPD przypominają, że jesteśmy na zebraniu wyborczym socjaldemokratycznego kandydata na urząd kanclerza Niemiec. Poza tym wszędzie widać Bawarię. Namiot, pod którym najważniejsze jest piwo, precle, golonka, smażona kiełbasa i Leberkase, kawał podsmażanej wątrobianki, bawarski przysmak. Na scenie przygrywa ludowa kapela, w większości żeńska, z rozgrzanymi dmuchaniem w puzony policzkami.

Dokładnie tak samo jakby grała Franzowi Straussowi. Zza szkła podnoszonego do ust kufla trudno rozpoznać, czy piwo pije sympatyk kanclerza, czy zaprawiony w boju socjalista. Takie same rumiane lica, taki sam oddech zadowolenia. Przy kuflu wszyscy są tacy sami. Wielkiej rewolucji nie chcą. Ale nie chcą też i kanclerza.

Jesteśmy w Augsburgu, już w Bawarii, ale jak słyszę - jeszcze niezupełnie, bo właściwie jesteśmy w Szwabii, a to jest różnica. Dla kogo? Ot, choćby dla władz landowych w Monachium. Prawdziwy Bawarczyk nie lubi tego kąta w swoim landzie. CSU zaniedbuje region, słyszę skargi. To nie jest matecznik dla CSU, więc i odwraca się odeń plecami. No tak, Szwabia to nie Bawaria, więc i powodów do narzekań znacznie więcej niż w Monachium.

Kelner, u którego zamówiłem, pojawił się z piwem szybciej, niż zniknął. Doniósł od razu 12 kufli. Piwo kosztuje niemal dziesięć marek. Drogo, słyszę narzekania siedzących obok. Mówią po szwabsku, więc rozumiem tylko co nieco. Średnia wieku - pięćdziesiąt lat, może niżej. Tylko ci, którzy co parę minut wykrzykują "Kohl muss weg", Kohl musi odejść, promieniują siłą, głosem i chęcią działania. Mają też po dwadzieścia lat. Nasz kącik jest przytulny, spokojny, mieszczański. Już samo liczenie pieniędzy to prawdziwy ceremoniał. I pomyśleć, że od tych skromnych, zapracowanych, solidnych i przyzwoitych Szwabów urosło nam w Polsce w ciągu wieków określenie, które deprecjonuje już nie tylko ich samych, co Niemców w ogóle. Szwab i ekstremista? Chyba tylko w oszczędzaniu.

Na mównicę wchodzi Renate Schmidt, przywódczyni SPD w Bawarii. Czterdzieści minut politycznej zagrzewki, bez kartki, bez notatki, wszystko z głowy, z uśmiechem, przekąsem, z dowcipem i stanowczością. Mój Boże, polskim kobietom zabrakłoby w płucach powietrza, udusiłyby się własnymi słowami.

Polityka 39.1998 (2160) z dnia 26.09.1998; Świat; s. 38
Reklama