W Chakasji trwa kampania ziemniaczana. Ziemniak jest drugim chlebem (tego pierwszego coraz częściej brakuje). Integruje rodzinę i jednoczy z naturą. Upokarza i karmi. Chakasja jest prowincją oddaloną od Moskwy o trzy dni jazdy pociągiem. Czterysta kilometrów na południe od trasy kolei transsyberyjskiej. Niecały dzień jazdy z Krasnojarska. O Chakasji przeciętny Rosjanin nie wie prawie nic, chociaż do stolicy republiki codziennie jeździ jeden pociąg z europejskiej części Rosji.
Zaraz za sklepem kultury seksualnej Intim zaczyna się ciemnozielony park rozcięty szarym prostokątem placu. Pośrodku na kamiennym cokole trwa Lenin. Patrzy zamyślony na nową rosyjską flagę, która powiewa nad gmachem rządowym. Parking, zwykle oblężony przez służbowe Wołgi i terenowe Toyoty, dziś jest pusty.
Nie ma mera, znikli gdzieś ministrowie. Nie widać nawet oficerów Federalnych Służb Bezpieczeństwa, którzy czaili się codziennie w parkowych alejkach i wbici w śmieszne skórzane kurtki wypuszczali z ust strużki pary. Czekali na pojawiających się tu raz na kilka miesięcy cudzoziemców. Spisywali dane, potem jeździli po ciemku kanarkowym Moskwiczem, śledzili podejrzanych, dopóki samochód nie zdechł na jakimś skrzyżowaniu.
Ale dziś wszyscy wyjechali w pola zbierać ziemniaki. Pozostał w Abakanie samotny Lenin. Abakan, stolica Chakasji: 200 tysięcy mieszkańców, wbita w cytrynowy step postrzępiona bryła sajanogorskich zakładów produkcji aluminium, lotnisko, rzeka, wypłowiałe bagna, podziemna fabryka więzienna za wzgórzem, lunapark, kilka linii trolejbusowych sięgających siatką czarnych drutów w stronę pobliskich kołchozów.
Sto pięćdziesiąt wiader i teść
Ludmiła Kabajewa przycupnęła w kącie szkolnego hallu. Przykryta wełnianym swetrem obserwuje grupkę uczniów. Za oknem widzi wydeptaną, czerwonawą gwiazdę wtopioną w popękany chodnik, dalej pustą ulicę, czubek głowy kamiennego Lenina.
Kabajewa zebrała już ziemniaki. Teść ma w pracy ciężarówkę. Przywieźli razem do domu 150 wiader. Powinno wystarczyć, żeby przetrwać zimę.
- Za maj jeszcze pieniędzy nie dostaliśmy - mówi Kabajewa i otula się mocniej swetrem. - Ale dyrektorka szkoły dała nam wrześniową zaliczkę, ponad sto tysięcy rubli.
Kabajewa lubi Chakasję. Uważa, że poziom nauczania jest tu wysoki, a zbieranie ziemniaków pozwala na odpoczynek i kontakt z przyrodą.