Odżywa Polska lokalna. 11 października wyborcy podejmą decyzje, kogo obdarzyć zaufaniem na trzecią kadencję samorządów gminnych i pierwszą - samorządów świeżo ustanowionych powiatów i województw. Kandydatów do rad tych trzech szczebli zgłosiło się blisko 240 tys. - liczba dotychczas niespotykana. Wcześniej dziesiątki tysięcy działaczy i zwykłych obywateli zaangażowało się w walkę o swoje województwo czy powiat, o stolicę i przebieg granic. Dawno nie było takich emocji i zaangażowania. Jak tłumnie zjawią się przy urnach wyborcy, pozostaje ciągle zagadką. Faktem jednak jest, że reforma samorządowa - tak niedawno jeszcze dziecko niechciane - zyskuje coraz większą społeczną akceptację. Pokazują to kolejne sondaże opinii publicznej. Do tego tonu dostrajają się politycy, którzy te wybory traktują - z różnych zresztą względów - może nawet poważniej niż parlamentarne.
Szliśmy po władzę, by oddać ją ludziom - powtarzał premier Jerzy Buzek tak często, że slogan ten mocno się zużył, zwłaszcza gdy okazywało się, że rząd wcale nie chce tak wiele oddawać i kompetencje wyrywano mu w ciężkich parlamentarnych bojach. Ile centrala odda pieniędzy, jeszcze do końca nie wiadomo (komentarz - s. 13). Jest jednak wielkim, niezaprzeczalnym dokonaniem, że powstają dwa dodatkowe szczeble samorządu: powiat i województwo, a administracja rządowa wręcz znika z powiatu bądź zostaje w swych uprawnieniach ograniczona, jak to ma miejsce w województwie.
Ciąg dalszy w dużej mierze zależeć będzie od ludzi, którzy zasiądą w radach. Czy potrafią przekonać mieszkańców, że nowy ustrój państwa, poddany większej społecznej kontroli, jest lepszy i uzyskają tym samym mandat do upominania się o więcej władzy, czy też zadowolą się dietami, posadami i urządzaniem swych politycznych kolegów, utwierdzając mieszkańców w tych obawach, które już są głośno formułowane, że od reformy rozmnoży się nam tylko administracja, a nie polepszy się system obsługi obywatela. Gminom w 1990 r. też dano mało, wielkie spory toczyły się o to, czy można im na przykład powierzyć prowadzenie szkół podstawowych, a teraz okazało się, że w bardzo wielu przypadkach radzą sobie lepiej niż scentralizowana rządowa biurokracja. Walka o drugi i trzeci szczebel samorządu pokazała, że polityczne elity mają bardziej deklaratywne niż rzeczywiste zaufanie do obywateli. A jednak...
- Tę reformę robimy z bezradności - wyznał niedawno publicznie Józef Płoskonka, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, odpowiedzialny za wprowadzenie jej w życie. - Robimy ją po to, by urodziły się nowe potencjały, by uruchomić społeczną aktywność. Z powodu bezradności państwa, którego zbiurokratyzowane struktury niezmiennie marnotrawią pieniądze, zwlekają z decyzjami lub podejmują decyzje błędne.