Archiwum Polityki

Viagra z siłą wodospadu

Czy pojawienie się na rynku Viagry wyludni gabinety seksuologów i - jak chcą niektórzy - przeobrazi życie na Ziemi? Naruszy biologiczną równowagę, zmieni porządek społeczny? Myślę, że oceny te są grubo przesadzone.

Czy Viagra - dziś nazywana cudem - może w przyszłości stać się przekleństwem? Przed tygodniem (POLITYKA 40, "Hydraulika seksu") Wojciech Eichelberger pisał, że Viagra doskonale wpisuje się w utopijne pomysły, jakoby chemia i farmacja mogły spełnić odwieczne pragnienie powrotu człowieka do raju. Niżej - kolejna wypowiedź na ten temat.

Wszelkie rozważania o Viagrze, specyfiku słynniejszym niż nie gdyś penicylina czy pigułki antykoncepcyjne, należałoby zacząć od próby oceny bezpieczeństwa i skuteczności tego leku. Niestety, na to jest jeszcze za wcześnie.

Informacje o skutkach stosowania Viagry, jakie dopływają zza Oceanu, nie są wyłącznie entuzjastyczne. Dowiadujemy się nawet o ofiarach śmiertelnych. Wiemy, że może ona powodować przewlekłe bóle głowy i zaburzenia widzenia, przyczyniać się do nagłych spadków ciśnienia tętniczego, no i prowadzić do chorobliwych wzwodów członka, utrzymujących się przez długi czas i ustępujących dopiero po interwencji lekarza.

Skuteczność Viagry ocenić będzie można dopiero po kilku latach. Zwłaszcza że tak naprawdę nie jest to lek na potencję. Jeżeli zwiększa zapotrzebowanie na współżycie, to jedynie wtórnie. Powodując erekcję może podnosić seksualną samoocenę mężczyzny i zwiększać zapotrzebowanie na kontakty płciowe. Ale w jakim procencie mężczyzn i przez jaki czas? Odpowiedzi na te podstawowe pytania są dziś niemożliwe.

Przyjmijmy jednak, że Viagra nie powoduje większych ubocznych skutków i przynajmniej 80 proc. mężczyzn wspiera ona i "protezuje" w sposób całkowicie niewidoczny dla partnerki (tak jak miało to dotąd miejsce przy stosowaniu virylizatorów, oferowanych przez sex-shopy pierścieni rozkoszy czy aplikowanych do cewki moczowej czopków).

Dla pewnej grupy przedstawicieli brzydszej płci Viagra może okazać się zbawienna.

Polityka 41.1998 (2162) z dnia 10.10.1998; Społeczeństwo; s. 67
Reklama