Archiwum Polityki

Bohater naszych czasów

NULL

Tak więc mamy kolejnego bohatera narodowego. Po Kościuszce, Sowińskim i Piłsudskim został nim bokser wagi ciężkiej Andrzej Gołota. Jest to prawdziwy bohater naszych czasów. Przypomnijmy pokrótce jego curriculum vitae: najpierw boksował w polskich knajpach, za co był ścigany przez prokuratora, więc schronił się za Oceanem; potem boksował na średnim poziomie w Stanach Zjednoczonych; następnie - za osobistym poręczeniem prezydenta Kwaśniewskiego, że włos mu z głowy nie spadnie - przybył do Rzeczypospolitej, stanął przed sądem i, jak się można było spodziewać, dostał śmieszny wyrok w zawieszeniu; znowu w USA stoczył nareszcie trzy walki z poważnymi przeciwnikami - z jednym z nich przegrał dwukrotnie przez dyskwalifikację, gdyż walił go poniżej pasa, przez drugiego został znokautowany w pierwszej rundzie... W tej sytuacji powrócił rzecz jasna na życzliwe ojczyzny łono, gdzie zaaranżowano mu walkę z niejakim Timem Whiterspoonem reklamowanym jako "były mistrz świata", co niby odpowiada prawdzie, tyle że był owym mistrzem króciutko i to... ponad dwanaście lat temu; a w ogóle liczy lat czterdzieści jeden, co w boksie jest wiekiem matuzalemowym (a w boksie amatorskim zgoła zakazane jest występowanie na ringu w tym wieku). Gołota męczył się ze staruszkiem przez dziesięć rund, wygrał spacerkiem, ale nie pokazał nic. Ze sportowego punktu widzenia była to jedna z najnudniejszych walk, jakie oglądałem w ostatnim dziesięcioleciu. Bez szybkości, pozbawiona technicznych fajerwerków, wyzuta z dramatyzmu. Oczywiście - kiedy piszę o "jednej z najnudniejszych walk" - nie biorę pod uwagę takich, kompromitujących organizatorów, którzy zestawiają pary przeciwników, pojedynków jak ten, który rozpoczął Wrocławską Galę Bokserską, a gdzie dysproporcja sił była taka, że wszystko potrwało niecałe dwie minuty i tylko baliśmy się, żeby sędzia nie pozwolił tego słabszego zabić.

Polityka 42.1998 (2163) z dnia 17.10.1998; Stomma; s. 106
Reklama