Były wicepremier Borys Niemcow twierdzi, że jest to "rząd prokomunistycznej orientacji", który zbankrutuje najpóźniej za pół roku. Pierwszym z polityków, który to zrozumiał, był Władimir Ryżkow. Wiceprzewodniczący Dumy Państwowej z ramienia frakcji Nasz Dom - Rosja (NDR), odmówił przyjęcia stanowiska wicepremiera ds. socjalnych, chociaż stosowny dekret prezydenta Jelcyna został już podpisany i ogłoszony. Dla komentatorów nie ulegało wątpliwości, że 33-letni polityk nie chciał ryzykować kariery, zabierając się w podróż z dinozaurami z epoki Gorbaczowa.
Kolejny trzasnął drzwiami partyjny kolega Ryżkowa Aleksandr Szochin, który zdążył nawet popracować jako wicepremier przez kilka dni i w tym charakterze prowadził rozmowy z przedstawicielami MFW. Szochin był niezadowolony z tego, że stanowisko ministra finansów w gabinecie Primakowa zachował Michaił Zadornow, którego obarczał współodpowiedzialnością za obecny kryzys. Lider komunistów Giennadij Ziuganow skomentował błyskawiczną dymisję Szochina po swojemu: "Szochin? Przyszedł, zobaczył, że już nie ma co więcej ukraść, zwłaszcza że Fundusz Walutowy nie chce dawać pieniędzy. Więc co miał do roboty w tym rządzie?"
W rzeczywistości Szochin odszedł, gdyż nie chciał odgrywać roli listka figowego w rządzie, w którym decydujący głos w sprawach gospodarki i finansów ma pierwszy wicepremier komunista Jurij Maslukow i wywołujący wiele kontrowersji szef Centralnego Banku Rosji Wiktor Gieraszczenko. Ponadto Zadornow, energiczny i utalentowany finansista, nie pozostawiał Szochinowi zbyt szerokiego pola do działalności i do zaspokojenia jego ambicji kreowania finansowej polityki państwa.
Pierwsza porażka
Rezygnacja Ryżkowa i Szochina była pierwszą dotkliwą porażką Primakowa, chociaż premier zapewniał, że nic ważnego się nie stało.