Archiwum Polityki

Tryumf kowala

Z prawdziwą przyjemnością odnotowujemy, iż główną nagrodę gdyńskiego festiwalu dostał Jan Jakub Kolski, któremu cztery lata temu przyznaliśmy Paszport "Polityki". Głównym bohaterem nagrodzonego filmu "Historia kina w Popielawach" jest wiejski kowal, który - nie wiedząc o staraniach braci Lumiere - wynalazł maszynę do wyświetlania ruchomych obrazów. Kolski trochę przypomina tego kowala - wymyślił własne kino, ucieka na wieś i nie przejmuje się w ogóle tym, co w dzisiejszym kinie modne.

Wątpliwy urok naszego kina polega na tym, że jest nieprzewidywalne. Czasem na gdyńskim festiwalu pojawiają się rzeczy interesujące i wierni rodzimym twórcom krytycy, do których mam zaszczyt należeć, obwieszczają pojawienie się nowych nazwisk i tropów zapowiadających lepsze sezony. Niestety, mija rok i okazuje się, iż były to tylko pobożne życzenia i naiwna wiara. Zamiast oczekiwanych kontynuacji mamy na ekranie kilkanaście przypadkowych filmów. Ostatnio można już mówić o prawidłowości: raz jest festiwal w miarę udany, raz bardzo zły. Skoro więc w zeszłym roku było nieźle, to w tym roku musiało być fatalnie. I było, z nielicznymi wyjątkami.

Końcowy werdykt jury nie budził większych emocji, gdyż kandydatów do wyróżnień było w tym roku mniej niż nagród. Jan Jakub Kolski i Dorota Kędzierzawska nie mieli konkurencji, pozostała tylko kwestia kolejności na liście laureatów. Złote Lwy dla Kolskiego to nie tylko uznanie dla "Popielaw", ale poniekąd nagroda za całokształt twórczości, konsekwencję i upór. Reżyser, nagradzany już w przeszłości w Gdyni (i nie tylko), milczał przez ostatnie lata, z trudem zbierając pieniądze na planowaną od dawna realizację. Nagroda niewiele zmieni w jego życiu, najlepszy dowód, że film oficjalnie uznany za najlepsze dzieło roku będzie wyświetlany w czterech kopiach! Nie jest to bowiem kino dla mas, nie grają w nim aktorzy "od Pasikowskiego", nie ma sensacji i rewelacji. Zanim "Historia" pojawi się w wybranych kinach, mogę zapewnić fanów "kina Kolskiego", że nie będą rozczarowani. Kolski wciąż się rozwija.

Dorota Kędzierzawska uhonorowana Nagrodą Specjalną też jest odmieńcem polskiego kina, co pamiętają widzowie, którzy obejrzeli kiedyś jej "Diabły, diabły" lub "Wrony". Tym razem przedstawia antyczną niemal tragedię kobiety, która zabija własne dziecko, by zatrzymać przy sobie męża grożącego, że zostawi ją, gdy kolejny raz zajdzie w ciążę.

Polityka 44.1998 (2165) z dnia 31.10.1998; Wydarzenia; s. 16
Reklama