Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zadeptane poszlaki

Za cztery lata śledztwa i dwa lata sądowego procesu słono zapłacili podatnicy, by w końcowej mowie z ust oskarżyciela publicznego usłyszeć: wnoszę o uniewinnienie! Taki finał sprawy zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów to plama na honorze organów ścigania, a zarazem... modelowa lekcja praworządności.

Plama, bo jak słusznie mówił „Polityce”

5 lat temu prokurator Zbigniew Goszczyński, zabójstwo Jaroszewiczów to sprawa kryminalna numer jeden, sprawa pięćdziesięciolecia. Dziś przesłania ją być może zabójstwo Marka Papały. Gdy dochodzi do zbrodni na takich osobach, rzucane są na użytek śledztwa wszelkie środki, oddelegowani najlepsi fachowcy. Wykrycie i osądzenie sprawców wydaje się wówczas kwestią czasu, a wyjątek dotyczący niewyjaśnionego zabójstwa Olofa Palmego tylko tę regułę potwierdza.

Na podeszwach

"Tam było za dużo ludzi" - wspomina prok. Goszczyński, dziś zastępca szefa Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie. Do willi Jaroszewiczów w Aninie, podobnie jak do miejsca zabójstwa Papały, ciągnęli gapie wysokiego urzędowego szczebla. Gdy po trzech dniach prokuratorzy wreszcie zamknęli się od środka z ekipą kryminalistyczną, wnętrze było już zadeptane.

Osoba byłego premiera sugerowała różne motywy mordu, łącznie z politycznym. Doświadczenie podpowiada jednak, że tło zbrodni bywa o wiele prostsze, czasem wręcz prymitywne. Wytypowano czterech potencjalnych sprawców, groźnych recydywistów. Choć nie było bezpośrednich dowodów, a podejrzani nie przyznawali się do winy, poszlaki stanowiące logiczną całość pozwoliły wnieść akt oskarżenia. To co zebrano w śledztwie, rozsypało się w postępowaniu dowodowym przed sądem. Nóż, który syn ofiar rozpoznał wcześniej bez wątpliwości, na sali rozpraw był "nożem ojca na 99 proc." A więc na pytanie, "czy jest pan pewny, że to ten sam nóż?", musiała paść odpowiedź negatywna, wymarzona z punktu widzenia zasady domniemania niewinności, a więc obrony.

Jeden ze świadków odwołał zeznania, drugi - niepewny szczegółów - stracił na wiarygodności. Akt oskarżenia w dużej mierze opierał się na obciążających zeznaniach kobiety bliskiej jednemu z oskarżonych.

Polityka 44.1998 (2165) z dnia 31.10.1998; Wydarzenia; s. 18
Reklama