Archiwum Polityki

Odmaszerować!

W kolorowym folderze wydanym przed trzema laty nadwiślańczycy informowali, że wykonują "splot zadań o bezprecedensowej różnorodności", są uniwersalną formacją wojskową, "dla której trudno znaleźć analogię" i tworzą "jeden z filarów bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej". Obecne kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji uważa, że bez tego filara możemy się doskonale obejść.

Podsekretarz stanu w MSWiA Wojciech Brochwicz uważa jednostki wojskowe nadwiślańczyków w cywilnym resorcie spraw wewnętrznych za organizacyjny relikt. Wiele zadań NJW jest dziś iluzorycznych, a inne spełniane są na wyrost, co nie usprawiedliwia ogromnych wydatków (w 1997 r. oddziały te kosztowały podatników 191,8 mln zł). Takie m.in. wnioski sformułował resortowy zespół pracujący nad reformą NJW.

O jednym z takich zadań wiceminister Brochwicz mówił w lutym w Sejmie. Otóż statutowym zadaniem nadwiślańczyków jest ochrona i zapewnianie działania zapasowych centrów dowodzenia i kierowania państwem na wypadek wojny. Dziś centra te - zdaniem wiceministra - nie mogą już pełnić swej roli, ponieważ są doskonale znane naszym dawnym sojusznikom, zatem muszą powstać nowe.

Innym zadaniem NJW jest ochrona placówek dyplomatycznych. Dawniej zajmował się tym specjalny policyjny batalion przy Komendzie Stołecznej. Od 1992 r. jego obowiązki przejęli nadwiślańczycy. W ub.r. ochraniali oni 171 siedzib obcych przedstawicielstw dyplomatycznych, urzędów konsularnych oraz rezydencji. Dodatkowo wzmocniono ochronę tych placówek podczas 190 przyjęć dyplomatycznych i 22 demonstracji przed ambasadami. Ochraniano również wizyty 19 zagranicznych delegacji rządowych i ubiegłoroczną papieską pielgrzymkę do Polski.

Zdaniem Brochwicza, przy ochronie placówek trzeba wrócić do starych rozwiązań, bo służba w wykonaniu zawodowego policjanta kosztuje mniej niż nadwiślańczyka i jest bardziej efektywna. Policjant, po przeszkoleniu, może służyć do emerytury, a nadwiślańczyk po kilku miesiącach służby wraca do cywila, bo jest żołnierzem z poboru. Policjant sam idzie na służbę pod ambasadę, a żołnierza trzeba tam dowieźć. Policjant jako funkcjonariusz ma szersze uprawnienia niż żołnierz. Łatwiej i szybciej uzyska pomoc od najbliższego policyjnego patrolu.

Polityka 44.1998 (2165) z dnia 31.10.1998; Kraj; s. 76
Reklama