Przebiegłam kilka razy 100 i 200 metrów i wydawało mi się, że wszystko się skończyło. A jednak te moje biegi przetrwały w pamięci, co sprawiło mi ogromną radość! - powiedziała Irena Kirszenstein-Szewińska, dziękując wszystkim tym, którzy głosowali na nią w naszym plebiscycie. Ręce same składały się do oklasków po krótkich, oskarowych wystąpieniach laureatów. Wszyscy, mimo przecież ogromnego obycia w stawaniu na podium, byli autentycznie zdziwieni. A ci młodsi i obecnie występujący na stadionach, jak Robert Korzeniowski czy Paweł Nastula, do tego stopnia zaskoczeni swoimi wysokimi lokatami, że gotowi byli przepraszać mistrzów z dawnych lat, że ośmielili się ich wyprzedzić.
Kto przed kim i dlaczego - stało się też tematem dyskusji w salach i kuluarach hotelu Victoria. Panowała wszakże pełna jedność: Irena Szewińska zdecydowanie awansowała z pozycji pierwszej damy polskiej lekkiej atletyki na królową całego polskiego sportu. Nikt też nie kwestionował faktu, że układ pierwszej dwudziestki wiernie odbija rolę lekkiej atletyki, boksu, kolarstwa i piłki nożnej, w których to dyscyplinach w minionych dekadach odnosiliśmy największe sukcesy.
Na spotkaniu ze sławami stadionów (których kariery przypominali znani komentatorzy sportowi Włodzimierz Szaranowicz i Dariusz Szpakowski) tłumnie stawił się cały świat sportu. Także ci, którzy osiągnęli sukcesy na zupełnie innym polu. Byli więc wicepremier Leszek Balcerowicz (biegi na długim dystansie), minister Jacek Dębski (piłka nożna), Stefan Paszczyk (niegdyś nauczyciel wf, dziś prezes PKOl) oraz prezydent Warszawy Marcin Święcicki (skok w dal). Ten ostatni długo dyskutował z Markiem Jóźwikiem (bieg przez płotki) z "Rzeczpospolitej", zapewne o przydatności uprawianych konkurencji w karierze politycznej i dziennikarskiej.