Reguła obowiązująca w szoł biz.: jeśli spotkasz kogoś, kto się nie uśmiecha - sprzedaj mu swój uśmiech! Łatwo powiedzieć. Często nie dochodzi do transakcji. Wtedy pozostaje westchnienie. Cień oddechu na lustrze:
- Mój Boże, jaki ja jestem stary! Pamiętam jeszcze dowcipnych ludzi!
Losy hojnie obdarzonych poczuciem humoru zwykle nie bywają wesołe. Mało o tym wiemy. W naszej szerokości geograficznej życie jest powieścią w odcinkach. Po każdym z nich pojawia się obietnica: ciąg dalszy nastąpi; cdn. A potem nie ma już tej powieści. Nie ma dalszego ciągu. Bohaterowie znikają bez pożegnania. Potrzebny był mi ten wstęp, konferansjerska zapowiedź. Będzie bowiem o Fryderyku Jarosym. Pisali o nim wszyscy, zajmujący się rozrywką - w latach dwudziestych, latach trzydziestych. Wielu konferansjerów próbowało naśladować jego styl. Bez powodzenia. Najwyżej powtarzali żarty z Qui Pro Quo, Bandy, Cyrulika. Było co powtarzać. Jest to lekcja fachu: - "Program rewii musi być równie wyrafinowanie ułożony jak dobre menu. Tu i tam główną rolę odgrywa kolejność. Od siekanej wątróbki aż do czarnej kawy, od prologu aż do finału... Niedawno byłem z moją przyjaciółką u wróżki. Wróżka rozłożyła karty i mówi: Będzie pani miała męża i dziecko. Niech pani tylko uważa, aby te ważne momenty odbyły się w odpowiedniej kolejności".
Inny przykład, liryczne wyznanie: "W Polsce jest mi bardzo dobrze. Cieszę się nawet powodzeniem. Doszło do tego, że wojsko staje przede mną na baczność. Serio! Wczoraj przechodzę koło komendy placu i żołnierz stojący na warcie prezentuje przede mną broń. Państwo nie wierzą? Proszę się zapytać pana pułkownika Becka. On razem ze mną szedł..." Próbka żartu, obliczonego na każdą publiczność: - "Niedawno zdarzył się wypadek następujący.
NULL
Polityka
44.1998
(2165) z dnia 31.10.1998;
Groński;
s. 101
Reklama