"Time", "Spiegel", "Nouvel Observateur", "The Economist" i inne opiniotwórcze media o międzynarodowym zasięgu głoszą wszem i wobec, że w gospodarce światowej źle się dzieje, a wielcy guru ekonomii krytykują wolny rynek. Czy nastąpiło załamanie wiary w jedyną prawdziwą i niepodważalną teorię ekonomiczną, za jaką przez ostatnie kilkanaście lat uchodził neoliberalizm?
Nagroda Nobla dla Amartya Kumara Sena jest wydarzeniem daleko wykraczającym poza świat teoretyków ekonomii. To że w uzasadnieniu decyzji jury znalazło się zdanie, iż "Sen przyczynił się do przywrócenia etycznych wymiarów dyskusji nad najważniejszymi problemami gospodarczymi świata", jest nie tylko widomym przejawem zmiany mody w ekonomii, ale przede wszystkim głębokich zmian zachodzących w świecie.
W ostatnich kilkunastu miesiącach wiele zmieniło się w gospodarce światowej. Spektakularne tego przejawy to ubiegłoroczny kryzys w Azji Południowo-Wschodniej, a także zła kondycja gospodarcza Japonii, a więc problemy w tej grupie państw, które przez kilka dziesiątków lat uchodziły za najbardziej sprawne i ekspansywne gospodarczo. Latem bieżącego roku kryzys opanował Rosję, by następnie przenieść się do Brazylii. Ostatnio zaś coraz częściej wskazuje się na USA, gdzie, jak ostatnio powiedział Jeffrey Sachs, doszło do "minikryzysu kredytowego".
Wszystkie opiniotwórcze tygodniki i gazety wszem i wobec głoszą, iż w gospodarce światowej źle się dzieje, a wielcy guru ekonomii krytykują wolny rynek, zwłaszcza zaś Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Czy chodzi tylko o te kilkaset miliardów dolarów, jakie na załamaniu rynków straciły (czy rzeczywiście?) wielkie korporacje, agresywne fundusze powiernicze i emerytalne? Czy też nastąpiło załamanie wiary w jedyną prawdziwą i niepodważalną teorię ekonomiczną, za jaką przez ostatnie kilkanaście lat uchodził, a przynajmniej starał się uchodzić neoliberalizm?
Wprawdzie dla reprezentantów innych, mniej wolnorynkowych szkół w ekonomii, od lat było oczywiste, iż świat, a w każdym razie gospodarka globalna nazbyt jest poddana tyranii wolnego rynku, ale nie wypadało się z takimi poglądami afiszować, by nie zyskać etykietki - w najlepszym przypadku - neokeynesisty, a w gorszym - socjalisty lub zgoła kryptokomunisty.