Archiwum Polityki

Wskazówki w punkcie zero?

W ciągu ostatnich dziesięciu, może piętnastu lat słowa "postmodernizm" czy "ponowoczesność" zdążyły się na dobre zbanalizować. Wyszedłszy z intelektualnych salonów trafiły do przysiółków obiegu powszechnego: do redakcji gazet, studiów telewizyjnych, nawet do kościelnych zakrystii. Nagle postmodernistyczne okazało się wszystko: literatura, wszelkie rodzaje sztuk wizualnych i audiowizualnych, moda młodzieżowa, a nawet warszawski Pałac Kultury.

Właśnie ukazała się u nas (10 lat po swojej francuskiej premierze) książka Jean-Françoisa Lyotarda "Postmodernizm dla dzieci". Składają się na nią listy francuskiego filozofa, koryfeusza nowych prądów, będące czymś na kształt podsumowania najważniejszych debat o postmodernizmie. Gdy autor je pisał, nie wiedział jeszcze, że runie mur berliński, upadnie komunizm, a dwubiegunowość globalnej sceny politycznej ustąpi na rzecz zupełnie innej, o wiele trudniejszej do określenia struktury. Ta "zmiana skóry świata" nie wywołała jednak takiego ruchu myśli koncepcyjnej i teoretycznej, jakiego można było się spodziewać. Nie doszło zatem do rewolucyjnych przewartościowań, nie pojawiły się nowe, znaczące nurty filozoficzne. Na placu boju pozostała triumfująca kultura masowa i ożywiony zwrotem dziejowym... postmodernizm. Może dlatego nie tak znów nową książeczkę Lyotarda czyta się jak komentarz do czasów dzisiejszych.

Lyotard pisze: "Eklektyzm jest poziomem zero współczesnej ogólnej kultury: słucha się reggae, ogląda westerny, jada się w McDonaldzie w południe, a potrawy kuchni lokalnej wieczorem, używa się paryskich perfum w Tokio, ubiera się w stylu retro w Hongkongu, wiedza jest pożywką telewizyjnych teleturniejów (...). Sztuka, stając się kiczem, dogadza chaosowi, jaki panuje w ťgustachŤ amatora. Artysta, właściciel galerii, krytyk i publiczność znajdują wspólne upodobanie w czymkolwiek i nastaje pora rozprzężenia".

Problem w tym, że eklektyzm nie jest niczym nowym, nie jest wymysłem ani nowoczesnym, ani ponowoczesnym. Jak podpowiada historia, pojawiał się zawsze, gdy jakiś model kultury dobiegał kresu. Albo wtedy (co przeważnie na jedno wychodzi), kiedy w kulturze zwyciężały tendencje odśrodkowe, sprzyjające zapożyczeniom i kompilacjom.

Polityka 45.1998 (2166) z dnia 07.11.1998; Kultura; s. 52
Reklama