Archiwum Polityki

Dowiedź, że nie byłeś wielbłądem

Jak to mawiał pewien pensjonariusz, uśmiechając się z wyższością, jaką daje spokój ducha:

- Żeby żyć w domu wariatów, trzeba mieć zdrowe nerwy.

Nerwy nerwami, ale co z kaftanem? Bez kaftana się nie obejdzie. Przeczytałem właśnie, że w Petersburgu zawiązał się komitet mający do spełnienia misję: zrehabilitowanie Ławrentija Pawłowicza Berii. Jakże niesłusznie uważanego za Forda taśmowej śmierci. Pewnie, wzorem innych obrońców krzywdzonych i poniżanych humanistów, rosyjscy narodowcy sięgną po argument: Beria uzdrawiał gospodarkę, likwidował bezrobocie. Zapewniając milionom pracę w zdrowym klimacie. Z obyczajowym rozpasaniem też sobie poradził: za aborcję zsyłano do obozu. Na reedukację. A czy surowy, lecz sprawiedliwy Ławrentij nie ma zasług w walce z kosmopolityzmem? Opowiadano, że kiedy w baraku siedzi przy stole sześciu kosmopolitów, pod stołem wyraźnieje dwanaście jewrejskich kulasów. Dawne to czasy, lecz szef NKWD wiedział nieomylnie, kto jest kosmopolitą. Intuicja mu to podpowiadała. Zdrowy instynkt, nie jakaś książkowa wiedza. Pisał uczciwie w ankietach: "wykształcenie - niepełne niższe".

Nie zdumiewa mnie próba przywrócenia dobrego imienia wrogowi jędrków-mędrków. Prędzej czy później popadających w zgniły liberalizm, pacyfizm, lewactwo. Ławrentij Pawłowicz był szczery w swoich odruchach. Kiedy obejrzał "Iwana Groźnego" Eisensteina, nijak nie mógł zrozumieć zastrzeżeń i obiekcji kolaudantów.

- O co chodzi? - zamruczał z megrelska.

- Że car zlikwidował tysiąc dwustu bojarów?

Przy kolejnej okazji dał dowód niebanalnego poczucia humoru. Trwała wojna. Z łagru wypuszczono generała przydatnego na froncie.

- Zostaniecie dowódcą odcinka w pobliżu Wiaźmy - oznajmił Beria.

Polityka 50.1998 (2171) z dnia 12.12.1998; Groński; s. 93
Reklama