Archiwum Polityki

Prymityw dla elit

Nazywano ich różnie: prymitywistami, amatorami, malarzami naiwnymi, niedzielnymi, nieprofesjonalnymi czy po prostu "innymi". Wydawano książki poświęcone ich twórczości, analizowano, wystawiano. W nowych czasach poszli nieco w zapomnienie. Któż miał się o nich upominać w świecie specjalizacji, fachowości, gdy walkę o przetrwanie muszą toczyć malarze jak najbardziej profesjonalni?

Najsłynniejszego z nich przypomniano ostatnio w Muzeum Etnograficznym w Warszawie wystawą zatytułowaną "Nikifor wciąż odkrywany" (w cztery lata po dużej retrospektywie zorganizowanej w tej samej placówce). Okazją stało się przekazanie przez Fundusz Wspierania Zakupów Muzealnych Martell w darze dla muzeum trzech prac tego niezwykłego prymitywisty. Oto paradoks. Twórca przez całe życie wegetujący w skrajnej nędzy, niedosłyszący i niemal niemówiący półanalfabeta przypominany dzięki eleganckiemu trunkowi pijanemu przez elity.

Jest w sztuce prawdziwych prymitywistów jakaś szczególna moc, która intryguje i przyciąga wzrok . "Musi on - pisał niegdyś Henri Matisse o twórcy - przez całe życie patrzeć na świat oczami dziecka, albowiem zanik tej zdolności oznacza dla malarza zanik wszystkiego, co oryginalne i osobiste w wypowiedzi". Malarze prymitywni tak właśnie postrzegają otoczenie. Zaś Nikifor po dziecięcemu dziwił się światem w sposób szczególny. Ułomność umysłowa - jak ochronny kokon - nigdy nie pozwoliła mu przekroczyć progu intelektualnej inicjacji, dzięki czemu zachował naiwność, niedojrzałą fantazję bez naleciałości jakichkolwiek estetyk, osiągnięć sztuki, zewnętrznych oczekiwań. "Maluje tak, jak ptak śpiewa" - pisał o nim Ignacy Witz.

To powodowało, że Nikifor zapełniał kartki z zeszytów, kartoniki i tekturki światem, który istniał i nie istniał zarazem. Mieszał wyobraźnię z rzeczywistością, świat ziemski ze światem niebiańskim; wyimaginowane postacie czy motywy architektoniczne osadzał w realnym świecie, ale też rzeczywistym skrawkom otoczenia przydawał nierealnych atrybutów. Miał przy tym wyraźnie ustalone własne kanony piękna, z naszej perspektywy może i naiwne, ale równocześnie zaskakująco spójne.

Jerzy Pilch pisał niedawno w "Polityce" o pisarzach mądrych i głupich.

Polityka 11.1999 (2184) z dnia 13.03.1999; Kultura; s. 56
Reklama