- Skąd pomysł na szkołę ikon? - ojciec Leontij Tofiluk podnosi dłoń w górę.
- Od Pana Boga. Ja tylko zrealizowałem.
Pan Bóg kazał ojcu Leontijowi założyć Policealne Studium Ikonograficzne 8 lat temu w Bielsku Podlaskim. W małym, drewnianym budynku, położonym przy bocznej uliczce, panuje cisza. Lekcji w ścisłym znaczeniu nie ma. Od czasu do czasu wykłady. Ale właściwie cały dzień, rozpoczynany śpiewną modlitwą, spędza się z pędzelkiem w ręku. Z białych powierzchni desek wyłaniają się Bóg i święci. Na jednych sztalugach są dopiero w pierwszej fazie istnienia - eteryczny byt zaznaczony lekko szkicem ołówka. Na innych biel niknie, barwne plamy grupują się w postać. Nakładane kolejno warstwy laserunku zastygają w materię szat albo ożywają dłońmi i spojrzeniami.
Mistrz pisze ikonostas
Na pięterku pracują absolwenci, nazywani tu mistrzami (dla świata: technik plastyk o specjalności ikonografia, oznaczony w klasyfikacji zawodów nierobotniczych grupy kultura i sztuka symbolem cyfrowym 2808). W pracowni stoją fragmenty ikonostasu zamówionego przez cerkiew z sąsiedniego miasteczka. Chrystusowi brakuje jedynie asystek - złotych promieni, które przetykają szatę, symbolizując boskie energie. Powleczona lnianym werniksem Matka Boska spogląda łagodnie na postać Paraskewy Piatnicy, którą właśnie kończy pisać Darek.
- Pisać - podkreśla drugi z mistrzów Grzegorz. - Ikon się nie maluje, ale pisze. Bo to Pismo Święte w kolorach, liniach i kształtach.
W prawosławiu ikonie należy się taki sam kult jak Ewangelii. Gdy Bóg wcielił się w człowieka, starotestamentowe Słowo ustąpiło miejsca wizji. Chrystus jest prawdziwym obrazem niewidzialnego Boga - pierwszą ikoną. Obraz przekazuje wiernym to, czego świat pojęć dyskursywnych nie jest w stanie wyrazić. Dlatego nazywano ikony "oknem ku wieczności", "kolorową kontemplacją". Ci, którzy potrafią osiągnąć najwyższy stopień kontemplacji, przechodzą od widzialnego do niewidzialnego, osiągają wspólnotę z Archetypem.