Od początku roku, po długim okresie stabilizacji, złoty zaczął wyraźnie tracić na wartości. Jakie są tego przyczyny?
Proszę zauważyć, że kurs złotego spadał przede wszystkim wobec dolara. W stosunku do euro nasza waluta niewiele straciła. Nie mogło być inaczej, bo gospodarka amerykańska przeżywa okres wielkiej prosperity, jej podstawowe wskaźniki są znacznie lepsze niż oczekiwano. W Europie takiego zjawiska nie ma, wzrost gospodarczy jest bardzo umiarkowany. Polska gospodarka także ostatnio zwolniła tempo rozwoju. W tej sytuacji to naturalne, że wartość większości walut europejskich, w tym złotego, w stosunku do dolara spada. Trzeba więc raczej mówić o rosnącej sile dolara niż o słabości walut europejskich. W dłuższym okresie siła pieniądza odzwierciedla po prostu siłę gospodarki. Ale są i uboczne czynniki. Obecnie walutom europejskim nie pomaga eskalacja wojny na Bałkanach.
W Polsce ten zjazd w dół odbywał się jednak bardzo szybko. Pod koniec ubiegłego roku banki za dolara płaciły około 3,5 złotego, teraz już ponad 4 złote. Czy Narodowy Bank Polski nie powinien był podjąć interwencji i ograniczyć rozmiarów deprecjacji?
Nie było do tego żadnych powodów. Złoty cały czas utrzymywał się w dopuszczalnym paśmie wahań, a większość ekonomistów uważała, iż w pierwszej połowie, a także pod koniec 1998 r., polska waluta była nawet przewartościowana, co utrudniało próby ograniczania deficytu w handlu zagranicznym. Gdyby ostatnia obniżka wartości złotego była bardziej rozłożona w czasie, to nikt by tego nawet nie zauważył. Stało się jednak inaczej. Kurs zmieniał się szybko, w miarę jak pojawiały się kolejne informacje o słabościach i zagrożeniach w polskiej gospodarce, a także z powodów zupełnie od nas niezależnych wydarzeń na międzynarodowym rynku finansowym.