Archiwum Polityki

Żal po Irenie

Wtedy też był maj, miesiąc matur. Uczennica łódzkiego gimnazjum wybrała temat wolny: "Mój kult dla książki od dzieciństwa po dzień dzisiejszy". Kiedy to się działo? W 1938 r. Kim była maturzystka, żarliwie wierząca w siłę słów, powtarzających akt stworzenia świata? Spotykamy ją po wojnie w siedzibie koncernu prasowo-wydawniczego Jerzego Borejszy. Łódź, Piotrkowska 96, Biuro Wydawnicze Czytelnika. W tym Biurze dwudziestoparoletnia ni to sekretarka, ni gońcówna zajmowała się praktycznie wszystkim. Od załatwiania miejsc w ciężarówkach jadących do Warszawy i Wrocławia, po wydawanie garnków i szczotek żonom pisarzy. Bo właśnie te deficytowe artykuły odkryto w piwnicach gmachu Siemensa, w którym mieściły się redakcje i firma edytorska. A także środowiskowa kawiarnia Fraszka. Nazwę wymyśliła dla niej ta ni to sekretarka, ni gońcówna. Przyjmująca w zagraconym pokoiku Wielkich i Sławnych. Zjawiali się również debiutanci: "W pokoju wysmukłej, uroczej pani Szymańskiej złożyłam niemal uczniowski, niezbyt czytelny podpis" - wspomniała po latach autorka "Dymów nad Birkenau".

Wiadomo już, o kogo chodzi: Irena Szymańska udowadniała codziennie, że kult dla książki, kult pisarzy był tematem nie tylko jej matury, lecz całego życia. Losy Ireny to losy polskiej inteligencji. Pragnącej zniwelować różnicę między salonem i umysłową prowincją, między nędzarską lepianką i światłem szklanych domów. Ile w tym było społecznikowskich pasji, ile wiary w odzywające się dawnym echem słowo - socjalizm, ile nadziei, że w Polsce nigdy nie będzie tak jak w Rosji, ile realizmu, opartego na znajomości gier politycznych po Jałcie, po podziale świata... Dziś łatwo feruje się wyroki. O uległość i konformizm oskarżają ówczesnych inteligentów ci, którzy jakoś sami nie poszli do lasu.

Polityka 21.1999 (2194) z dnia 22.05.1999; Groński; s. 101
Reklama