Archiwum Polityki

Pasożyt Mleczko

Na Andrzeju Mleczce pierwsze poznały się władze jego rodzinnego Tarnobrzega. Jeszcze w latach siedemdziesiątych zażądały, by niezwłocznie przedstawił wiarygodne świadectwo potwierdzające, iż jest człowiekiem uczciwej pracy, nie zaś pasożytem społecznym.

Wprawdzie ówczesny naczelny redaktor "Szpilek" Krzysztof Teodor Toeplitz, kierując się współczuciem dla początkującego artysty, odpowiednie kwity podpisał, niemniej było to tylko przysłowiowe mydlenie oczu ludowej władzy. Obywatel Andrzej Mleczko pasożytem społecznym był w dalszym ciągu i takim pozostał do chwili obecnej, co nietrudno mi przyjdzie udowodnić, ponieważ znamy się od dawna, jeszcze z mroków gierkowskiej dekady.

Zacznijmy od faktów powszechnie znanych. Obywatel Mleczko studiując na Wydziale Architektury w Politechnice królewskiego miasta Krakowa zaciągnął dług wobec ojczyzny, która łożyła na jego naukę, o kosztownych pomocach naukowych, jak to ekierki, cyrkle i stoły kreślarskie, nie wspominając. W dowód uznania dla wysiłków państwa ówcześni absolwenci szkół wyższych poczytywali sobie za zaszczyt poddanie się obowiązującemu wtedy powszechnie tzw. prawu nakazu pracy. Chodziło bowiem o to, by nie zmarnotrawić kapitału, jakim była nabyta gratis wiedza akademicka. Niestety, Andrzej Mleczko nie wykazał się instynktem społecznym i zamiast tworzyć śmiałe architektoniczne projekty powstających wówczas zrębów drugiej Polski, zajął się rysowaniem do gazet, w których wyśmiewał trud ludzi pracy miast i wsi, to jest robotników, chłopów i inteligencji pracującej.

Wredne te paszkwile obrazkowe znalazły niezasłużone uznanie najpierw w redakcjach studenckich magazynów "Student" i "ITD", w których programach próżno byłoby szukać pozytywnego państwowotwórczego myślenia, potem zaś poczęły się ukazywać w "Polityce", która słusznie uznawana była przez zdrowy partyjny aktyw za organ pseudoliberalnych reformatorów, gotowych w każdej chwili zdradzić robotnicze, internacjonalistyczne ideały. Andrzej Mleczko, wykorzystując okoliczności, piekł zatem swą brudną pieczeń, a nawet trzy pieczenie naraz.

Polityka 23.1999 (2196) z dnia 05.06.1999; Kultura; s. 52
Reklama