Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Wróbel z garści

Po długich dyskusjach nad obniżeniem podatków od dochodów osobistych mamy projekt rządowy, który na przyszły rok przewiduje ich zwiększenie. Likwidując najważniejsze ulgi pozostawia bowiem dotychczasowe stawki na niezmienionym poziomie - w zamian za obietnicę, że w 2001 r. będzie lżej.

Propozycja ta niewiele ma wspólnego z ubiegłoroczną Białą Księgą Podatków. Definitywnie grzebie pomysł podatku liniowego, czyli rezygnację (powyżej pewnego progu) z progresji na rzecz obciążeń proporcjonalnych do osiąganych zarobków. Nie osiąga też drugiego, założonego w niej celu, czyli gruntownego uproszczenia zagmatwanego systemu. Trudno też uznać, że obecna propozycja - w każdym razie ta dotycząca podatków od dochodów osobistych - ma skłonić nas do wydajniejszej pracy. Narzędziem fiskalnym posłużono się przede wszystkim po to, aby zmienić dotychczasową politykę socjalną na bardziej prorodzinną, czego - przy obecnym składzie koalicji - można było się spodziewać.

Najpierw odbiorą

Na zmianach w roku 2000 zyskają tylko rodziny z co najmniej dwojgiem dzieci. Na pierwsze dziecko ulga prorodzinna jeszcze nie przysługuje. Drugie już upoważnia do odliczenia od podatku jednej trzeciej kwoty wolnej (około 146 zł, czyli 12 zł miesięcznie), trzecie i kolejne o połowę kwoty wolnej (czyli 219,5 zł). Ta symboliczna ulga będzie kosztować budżet aż 539 mln.

Pozostali podatnicy mają się na to złożyć. Fiskus, już po uwzględnieniu mniejszych obciążeń z tytułu posiadania dzieci spodziewa się wpływów większych o ok. 1 mld zł. Zniesione mają być bowiem największe ulgi: obie duże ulgi budowlane (zarówno na budowę domu lub mieszkania, jak i budowę mieszkań na wynajem), a także remontowe oraz ulga na leczenie. Oczywiście osoby, które już rozpoczęły inwestycję albo zdecydują się to zrobić do końca tego roku, mają prawo do odliczeń aż do ich wygaśnięcia.

Nietrudno przewidzieć, że ceny nowo budowanych mieszkań znowu podskoczą. W ostatnich latach znacznie wyprzedzały one inflację, czego powodem był właśnie brak stabilności w rozwiązaniach podatkowych.

Polityka 23.1999 (2196) z dnia 05.06.1999; Gospodarka; s. 56
Reklama