Archiwum Polityki

Uratowane z katastrofy

W 1923 r. grupa młodych malarzy krakowskich zawiązała tzw. Komitet Paryski (KP). Jego członkowie, zwani kapistami, żyli długo i szczęśliwie, ważąc zasadniczo na powojennych losach rodzimego malarstwa. Z jednym wszakże wyjątkiem - artysty, który żył krótko, nękany osobistymi tragediami. Nazywał się Zygmunt Waliszewski.

Życie i twórczość Waliszewskiego to jakby dwie odrębne opowieści. Gdy malarz miał 10 lat, zmarł jego ojciec. Wcześnie utracił kontakt z rodzeństwem; siostra się zrusyfikowała, brat uciekł z domu i dopiero po piętnastu latach nawiązał kontakt z Zygmuntem. Wcześniej przyszły malarz zapadł na mało wówczas znaną chorobę Buergera. Gdy miał 30 lat, amputowano mu prawą nogę, trzy lata później - także lewą. Praktycznie nigdy nie zaznał przyjemności dostatku, balansując między życiem skromnym a ubogim. W wieku 37 lat przeszedł pierwszy atak serca, dwa lata później kolejny atak okazał się już śmiertelny.

To, czego nie otrzymał od losu jako człowiek, z nawiązką odebrał jako artysta. Pierwszą wystawę pod wielce obiecującym tytułem "Cudowne dziecko" zorganizowano mu w Batumi w 1908 r., gdy nie ukończył jeszcze jedenastu lat. Mając lat piętnaście utrzymywał już regularne kontakty z rosyjską artystyczną awangardą. Malowanie było dla Waliszewskiego nie tylko ucieczką przed okrutną chorobą, ale też jedynym pomysłem na życie. Im więcej cierpiał, tym bardziej pochłaniało go tworzenie kolejnych obrazów, rysunków, akwareli. Z tych dzieł nie można wyczytać nic o jego osobistych przeżyciach. Prace emanują bowiem radością życia, humorem, dowcipem, czasem ironią. Są pełne ciepła, radości, ale też jakby naznaczone piętnem wyścigu z czasem. "Wy to możecie się nie spieszyć, ale ja muszę się spieszyć, bo ja nie będę żył długo" - wspomina jego słowa Józef Czapski.

Malował praktycznie wszystko, od scen figuralnych i rodzajowych, przez portrety, akty, karykatury, martwe natury, a na pejzażach miejskich i wiejskich skończywszy. Właściwie nie malował, ale namiętnie opowiadał za pomocą pędzla coraz to nowe historie.

Polityka 24.1999 (2197) z dnia 12.06.1999; Kultura; s. 53
Reklama