Archiwum Polityki

Ranne zorze

Papieski helikopter, tłum - rozmodlony bądź wiwatujący, przemówienia, misternie przygotowana liturgia. Codzienne relacje mediów z pielgrzymki Jana Pawła II siłą rzeczy skupiają się zwykle na padających z ołtarzy słowach i celebracjach. Tymczasem dramaturgię owych spotkań budują również długie godziny gromadzenia się kilkusettysięcznych tłumów, noce wypełnione cichym wyczekiwaniem jednych i gorączkową krzątaniną drugich. Wokół miejsc celebry bujnie wyrasta doraźna infrastruktura. Podczas kilku godzin między zmierzchem i brzaskiem (spędziliśmy taką noc z 9 na 10 czerwca w Siedlcach) można zaobserwować, jak bardzo oryginalnym zdarzeniem kulturowym jest papieska wizyta, ze swą logistyką, plastyką, zwyczajowością.

Wieczorem miasto długo nie może zasnąć. Jest tak, jakby wszyscy umówili się na spacer na ulicę Północną. Ulica Północna była do niedawna ważna o tyle, że wyznaczała północną granicę Siedlec, więc pewnie nikt nie starał się dla niej o nazwę znaczącą coś więcej. Na północ od ulicy Północnej leżały niezbyt ważne koniczynowe łąki, które teraz, wieczorem, oświetlone są zachodzącym słońcem i trzema potężnymi jupiterami penetrującymi teren wokół odległego ołtarza.

Po ulicy Północnej na dwanaście godzin przed przyjazdem papieża spacerują siedlczanie. Dwadzieścia pięć minut od sektora A do sektora N i dwadzieścia pięć minut z powrotem. Mężczyźni mają lornetki. Kobiety pchają wózki z dziećmi. Policjanci przez megafon przestrzegają, żeby nie opierać się o żerdzie. Kot przemyka w koniczynę.

Im dalej w mrok, tym mniej kobiet z wózkami i mężczyzn z lornetkami, tym więcej panien na wysokich platformach, podrostków na rowerach, policjantów, tym ruchliw-szy wiśniowy Polonez ochroniarskiej firmy Gladiator. Do północy mniej więcej trwają te rowerowe objazdy i samochodowe patrole.

O północy zapadają w letarg usadowieni w strategicznych punktach sprzedawcy chorągiewek i popcornu, lepkich napojów w plastikowych butlach i kartonowych peryskopów. Jednym za warsztat pracy starcza plecak wypchany towarem, inni zainstalowali polowe łóżka i lady z turystycznych stolików. Jedni, przyodziani w sportowe dresy ze sztucznego tworzywa, przycupną gdzieś pod płotem i spędzą te parę godzin do brzasku przypalając papierosa od papierosa, drudzy moszczą się na siedzeniach samochodów i w campingowych przyczepach. Są też tacy, którzy rozniecają wokół siebie turystyczne, gazowe światło i przez całą noc nie zrezygnują z monotonnie powtarzanej zachęty: "czapeczki proszę, czapeczki proszę, chorągiewki proszę.

Polityka 25.1999 (2198) z dnia 19.06.1999; Raport; s. 6
Reklama