Archiwum Polityki

A my jemy!

Mój ulubiony felietonista (a także aktor) Stanisław Tym napisał we "Wprost", że my we Francji próżnujemy. Jest to obserwacja częściowo tylko słuszna. Owszem - moje dzieci mają wakacje wiosenne, letnie, jesienne i zimowe plus kilkadziesiąt innych dni wolnych z okazji obchodów religijnych, patriotycznych lub międzynarodowych. Nasze z Basią święta to te nieliczne dni w roku, kiedy pociechy idą do szkoły. Owszem, lubimy strajkować i każda kategoria zawodowa dorzuca sobie z tytułu różnorakich roszczeń po parę miesięcy rocznie dodatkowych urlopów. Owszem, uchwaliliśmy właśnie maksymalnie trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy... To wszystko prawda. Ale panie Tym! - Jednego pan nie chciał zauważyć: my jemy!

Czas między dwunastą i czternastą jest porą sakralną. Nie działa nic, nie dzieje się nic. Podobnie od dwudziestej do północy. Tylko skończony cham dzwoni wtedy do Francuza. Bo my wtedy jemy. Podkreślam: JEMY, a nie żywimy się jak w Polsce. Nie pobieramy tylko niezbędnych skrobi, witamin czy soli mineralnych, ale degustujemy, smakujemy, dyskutujemy o ostatnim kęsie (a nie jak u ludów prymitywnych o polityce czy literaturze), dobieramy odpowiednie wino do dania, sprawdzamy rocznik, odnajdujemy zgadzający się cieniem smaku ser. Zabiera nam to przeciętnie, niech Pan sam policzy, około ośmiu godzin (bo trzeba także doliczyć śniadanie) na dobę. Dodajmy drugie osiem godzin na sen, ze dwie godziny na życie kulturalne, chwilę na dziennik telewizyjny, moment na współżycie seksualne znacznie rozpowszechnione we Francji, pranie, sprzątanie, strzyżenie trawy w ogródku.

I gdzie tu jest jeszcze czas na pracę!?

Wszelako JEMY. I tutaj właśnie myli się mój ulubiony felietonista i aktor Stanisław Tym.

Polityka 25.1999 (2198) z dnia 19.06.1999; Stomma; s. 98
Reklama