Archiwum Polityki

W mieście zaraza...

Na pozór wszystko idzie ku chwale, wspaniale! - Odkąd znalazła się w NATO, Warszawę odwiedzają w najżywszym tempie znakomitości, od głów koronowanych poczynając, poprzez miliarderów, a na supergwiazdach światowego filmu kończąc. Gdy zjechała królewska para belgijska, wizyta odbyła się tak błyskawicznie, że poniektóre dzienniki nadały monarchini imię Fabioli, chociaż Fabiolą była żona poprzedniego króla Belgii.

Śniliśmy o tym za żelazną kurtyną, że gdy jej nie będzie, padniemy stęsknieni w ramiona Europy, z okrzykiem: "Poznajesz?" Osobiście kochałem Warszawę jak matkę, której los nie oszczędził najboleśniejszych doświadczeń, skutkiem czego została niemal w łachmanach, okaleczona, przecież jednak godna współczucia i szacunku. W najgorszych snach natomiast, po ciężkim bólu brzucha, nie widziałem jej takiej, jaką dziś oglądam ze zgrozą z mojej sępiej wysokości.

Odkąd właściciele potężnych firm zachodnich zdecydowali się na zakładanie filii w Polsce, Warszawa jęła rozbudowywać się w niesłychanym to prawda pośpiechu, ale tak szpetnie, jak gdyby owi zachodni potentaci uznali za potrzebne olśnić polskich dzikusów gmachami bez ładu i składu, byle się prezentowały jak marzenie owych dzikusów o kolosach ze szkła i stali, obojętne gdzie ze sobą sąsiadujących, byle imponowały przepychem ozdób i rozmiarami.

Stara Warszawa szczyciła się jako najpiękniejszym pałacem Krasińskich, inaczej Rzeczypospolitej, budowanym w XVII wieku przez holenderskiego mistrza Tylmana van Gameren, który dał nam też pałac Radziwiłłów w Nieborowie, czym zyskał sobie taki podziw w Królestwie Polskim, że Sejm nadał mu nasz indygenat szlachecki, ze zmianą nazwiska na "Gamerski". I tak to trwało do niedawna, gdy cały plac Krasińskich zabudowano hałaśliwą, pstrą kratownicą, niszcząc widok na pałac ze szczętem. Tymczasem na placu Trzech Krzyży polski na szczęście architekt, tyle że działający w USA, zbudował nowy hotel Sheraton - lekki, jakby przejrzysty, a wobec zabytkowego z początków XIX wieku gmachu Zakładu dla Głuchoniemych dyskretnie cofnięty. Pięknie, ale na krótko, bo niebawem holenderski dla odmiany knociarz po drugiej stronie Głuchoniemych ulokował zwaliście obrzydłą, ciężką budowlę i całą urodę zabytkowego Instytutu diabli wzięli.

Polityka 26.1999 (2199) z dnia 26.06.1999; Kultura; s. 54
Reklama