Archiwum Polityki

Na plaży

Zygmunt Kałużyński napisał ongiś, że ma "siedzenie rozklepane od pisania na maszynie". Nie wiem, czy mogę się z nim w tym względzie porównywać, gdyż nie widziałem nigdy siedzenia Kałużyńskiego nie pokrytego odzieżą, a i co do swojego mam wątpliwości, jako że mając oczodoły z przodu, a tyłek - jak sama nazwa wskazuje - z tyłu, pozostaję w głębokiej ignorancji na temat jego kształtu, pofałdowania i rozklepania właśnie. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że pośladki moje i Kałużyńskiego podobnie są zdegenerowane na skutek lat działalności publicystycznej i naukowej. Zwracam przy tym uwagę, że w tej mierze światowa rewolucja elektroniczna nie wniosła żadnego postępu. Przed komputerem siedzi się na tym samym siedzeniu co przed najprymitywniejszą maszyną do pisania. Pod wpływem ciężaru kadłuba zalotna okrągłość naszych bioder ulega temu samemu spłaszczeniu, które po latach - nie ma cudów - przechodzi w odkształcenie trwałe.

W naturze, jak wiemy, panuje równowaga. Toteż wciśnięcie siedzenia w tylną głąb korpusu powoduje przemieszczenie się tkanki mięsnej, co automatycznie poniekąd wysuwa do przodu dolną część brzucha. Uzyskujemy wtedy nasz kształt ostatecznie intelektualnie dojrzały: obwisła i zmacerowana płaszczyzna z tyłu, zaokrąglony i spadający ku dołowi (to już elementarna kwestia grawitacji) brzuszek z przodu. Geniusz natury, by zharmonizować konstrukcję, dorzuca nam do okrągłości przednio-dolnej współgrające z nią kolejne podbródki. Ciężar podbródków i brzucha oddziałuje z kolei na kończyny dolne, co sprowokować może, a właściwie musi, pewne ich pałąkowate wykrzywienie tuszowane jednak przez odwracające uwagę od czystej formy kończyny żylaki. Żylak na nodze zimowej i bladej stanowi być może dla ludzi płytkich i małostkowych jakiś dysonans estetyczny.

Polityka 29.1999 (2202) z dnia 17.07.1999; Stomma; s. 90
Reklama