Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Leczenie wyobraźnią

W Górsku koło Ustki zmarł na zawał serca 47-letni mężczyzna. Dyspozytorka pogotowia ratunkowego w Ustce odmówiła wysłania karetki, zasłaniając się rejonizacją i granicą województw. W Warszawie przez kilka godzin poszukiwano dla 16-letniego chłopca z obrzękiem mózgu tomografu komputerowego, bo dla szpitali ważniejsze były pieczątki i gwarancje zapłaty za badanie. Zawiniła wadliwa organizacja systemu czy karygodna nieznajomość przepisów?

Od stycznia w całej Polsce zdarzyło się conajmniej kilkanaście takich nieporozumień, okupionych stresem, pogorszeniem zdrowia, a nieraz przedwczesną śmiercią poszkodowanych. Nie twierdzę, że przed wejściem w życie reformy takich sytuacji się nie spotykało. Do wielu wezwań karetki nie przyjeżdżały na czas, chorzy przewożeni byli z jednej izby przyjęć do drugiej, tygodniami czekano na wykonanie niezbędnych badań. Ale przecież nowa organizacja lecznictwa i inny sposób finansowania - wprowadzone w dużym bałaganie - miały wyeliminować najpoważniejsze niedociągnięcia i polepszyć jakość pomocy medycznej. Dlaczego po sześciu miesiącach bałagan trwa nadal i przyczynia się do śmierci ludzi?

- Dyspozytorka postąpiła tak jak zwykle - informuje dr Zenon Brzóska, lekarz z 35-letnim stażem pracy, od 15 lat kierownik pogotowia w Ustce. - Zawsze mieliśmy rejonizację i Górsko, choć położone bliżej Ustki, obsługiwane było przez pogotowie ze Sławna. Mamy jedną karetkę, która w sezonie wakacyjnym musi wystarczyć w terenie zamieszkanym przez 60 tys. ludzi.

Gdyby usteckie pogotowie było bogatsze i dysponowało co najmniej dwiema karetkami, dyspozytorka nie musiałaby się martwić o bezpieczeństwo urlopowiczów i wysłałaby karetkę do chorego. Tylko czy na pewno? Wszak musiała już na początku roku otrzymać polecenie nieprzyjmowania wezwań spoza granic nowego województwa. Zawiniła zwykła rutyna. Przywiązanie do sztywnych regulaminów i rejonu, który miał wraz z nadejściem reformy zniknąć, a odrodził się w granicach działania regionalnych kas chorych.

- Takich przygranicznych problemów mamy najwięcej - przyznaje Janusz Sikorski, dyrektor Departamentu Nadzoru Realizacji Świadczeń Zdrowotnych w Urzędzie Nadzoru Ubezpieczeń.

Polityka 31.1999 (2204) z dnia 31.07.1999; kraj; s. 28
Reklama