Archiwum Polityki

Globalizacja pod Giewontem

Chociaż każdy ma paszport, a złoty jest mocny – Polacy i tak jeżdżą zimą do Zakopanego, a latem do Sopotu. W „zimowej stolicy Polski” w sylwestra okna wystawowe na Krupówkach były zabite deskami i dyktą w obawie przed dziesiątkami tysięcy rozjuszonych szalikowców i podejrzanych typów z całej Polski. Po tsunami będzie jeszcze tłoczniej, bo kto przy zdrowych zmysłach będzie leciał na Sri Lankę, skoro i na Krupówkach można oberwać?

Towarzystwo jest rozmaite – widziano nawet trzech z pierwszej dziesiątki milionerów polskich – to są prawdziwi patrioci! Jest w narodzie coś dziwnego, że mogąc wyjechać do Austrii lub na Słowację, woli tłoczyć się w pociągach PKP, byle tylko dowlec się tam, gdzie zawsze – czyli nad Bałtyk albo w Tatry. Zamiast szczepienia przed wyjazdem do Azji, należy przejść obowiązkowe badania u urologa, czy można wytrzymać tyle godzin w pociągu bez korzystania z toalety. Jedno jest w PKP niezawodne: kontrola biletów.

Szczęśliwi, wysiadamy na peronie, który w ciągu ostatniego pół wieku – podobnie jak Giewont – nie zmienił się nic a nic. Zapraszamy na „kultowy” spacer od Gubałówki aż do Kuźnic, które są kolebką Zakopanego. Pod Gubałówkę, jak zawsze, idzie się aleją, wśród szpaleru drewnianych straganów, na których można kupić te same wełniane ciupagi, kozie skarpety i baranie oscypki. Nowością są oscypki na gorąco – grill to jedyne ustępstwo górali na rzecz nouvelle cuisine. Gubałówka nadal stoi tam, gdzie stała. Nowe natomiast są eleganckie, szwajcarskie wagoniki i jeszcze bardziej szwajcarskie ceny. Idąc Gubałówką w kierunku zachodnim napotykamy prawdziwą niespodziankę: czynny wyciąg na Butorowy Wierch, z którego nie można jednak zjeżdżać na nartach z powodu sprzeciwu górali (!

Polityka 6.2005 (2490) z dnia 12.02.2005; Passent; s. 105
Reklama