Archiwum Polityki

Plastik schodzi z parkietu

Warszawska giełda, do niedawna wizytówka gospodarczych przemian w Polsce, przestała się szybko rozwijać. W tym roku dramatycznie spadła tu liczba debiutów, niewiele jest nowych ofert sprzedaży akcji, co mocniejsze spółki po kawałku przenoszą się na zagraniczne parkiety, a właściciele innych podejmują próby wycofania się. Wśród tej fali niepokojących sygnałów przyzwoity wzrost giełdowych indeksów to właściwie jedyna dobra wiadomość. Niestety, jak tak dalej pójdzie, także i ona może okazać się nieaktualna.

Największe wrażenie robi to, co dotychczas prawie się nie zdarzało. Jeszcze w tym roku, na skutek decyzji właściciela, którym jest amerykański koncern Rubbermaid, giełdowy parkiet opuści zapewne Domplast, słupski producent wyrobów z plastiku. Formalnie nic jeszcze nie jest przesądzone. Rubbermaid musi otrzymać zgodę Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG), a potem ustalić warunki zakończenia notowań Domplastu z zarządem giełdy. W praktyce trudno sobie wyobrazić, żeby komisja, pod pretekstem ochrony ważnych interesów gospodarczych kraju, próbowała powstrzymać uciekiniera.

Domplast to stosunkowo niewielka spółka z rynku równoległego, przedmiot ostrych, nie zawsze uczciwych spekulacji, na pewno - w przeciwieństwie do Wedla, który jako pierwszy zrejterował w kwietniu 1998 r. - żadna gwiazda warszawskiego parkietu. Amerykanie dostaną więc to, czego chcą, i można by o całej sprawie zapomnieć, gdyby nie świadomość, że z podobnymi zamiarami nosi się co najmniej kilka innych spółek, o większej wadze finansowej i wpływie na kapitalizację giełdy. Zapał do obecności na giełdzie stracili m.in. strategiczni inwestorzy cementowni Górażdże (belgijski koncern CBR Baltic), Polifarbu Dębica (Alcro-Beckers, Szwecja), Morlin (hiszpański Campofrio) i Izolacji (duński Icopal).

W tym samym kontekście wymienia się jeszcze Zakłady Elektrod Węglowych, Dębicę, Okocim, Żywiec, Stomil Olsztyn, Elektrobudowę, Animex, a nawet Bank Śląski.

W minionych latach firmy pchały się na giełdę w poszukiwaniu prestiżu i kapitału. Z rachunków wynikało, że zdobycie pieniędzy na rozwój poprzez emisję akcji jest, mimo wszystko, prostsze i tańsze niż flirt z bankami. Ale po wejściu inwestora strategicznego, zwłaszcza z zagranicy, i przejęciu spółki wszystkie te argumenty zazwyczaj przestają się liczyć.

Polityka 36.1999 (2209) z dnia 04.09.1999; Gospodarka; s. 54
Reklama