Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Salceson historii

Badania opinii publicznej dowodzą, że społeczeństwo przypisuje politykom dzikie obyczaje, opinie skrajne, pogląd na świat dychotomiczny, gdzie istnieje trwały podział na "my-oni", czyli "przyjaciele-wrogowie". Polacy uważają, że na naszej scenie politycznej z reguły traktuje się przeciwników jak śmiertelnych wrogów, których należy eliminować, a w najlepszym razie zepchnąć na margines. Tylko znikoma część społeczeństwa wierzy w możliwość porozumienia między zwalczającymi się partiami. Jest to pouczający przykład. Okazuje się, że opinia publiczna traktuje elity polityczne jako głęboko zbolszewizowane. I ma rację!

W swoim fundamentalnym dziele "Rewolucja rosyjska" Richard Pipes pisał m.in. "Lenin rozróżniał tylko dwie kategorie ludzi i zjawisk: własną i obcą. Własna to ci, którzy znajdowali się w kręgu wpływów jego organizacji, obcy zaś to ci, którzy się tym wpływom nie poddawali i których już tylko z tego jednego powodu uważał za wrogów. Między tymi biegunami dla Lenina nie istniało żadne pośrednie spectrum międzyludzkich stosunków (...) Takie rozumowanie nieuchronnie doprowadziło Lenina do traktowania polityki jak wojny. Ten sposób myślenia sprawiał, że był on organicznie niezdolny do kompromisu (...) Stronie przeciwnej nigdy nie przyznawał żadnych zalet (...) Nie widział nic zdrożnego w posługiwaniu się kalumniami, jeśli to tylko służyło jego celom politycznym".

Czyż nie jesteśmy w domu? Na Wiejskiej siedzą sobie rozmaici panowie. Niektórzy nawet nie mają tyle oleju w głowach, aby zrozumieć własne duchowe okaleczenie. Gęba pełna dekomunizacji, lustracji, demokracji, a w dumnie wypiętej piersi przedstawiciela narodu bije serce czekisty.

Nieodżałowany mój przyjaciel Fredek Goldman zwykł mawiać, że być Żydem to jest wielki pech, ale być głupim Żydem to już jest zupełna katastrofa.

Polityka 37.1999 (2210) z dnia 11.09.1999; Kultura; s. 54
Reklama