Archiwum Polityki

Czytanie w różnych miejscach

1. W poprzedni weekend przeczytałem trzy książki Ernesta Hemingwaya i dwie Johna Steinbecka, nigdy bym nie pomyślał, że jeszcze kiedyś będę tych pisarzy czytał. Ale znalazłem się w miejscu, w którym akurat były pod ręką: "Stary człowiek i morze", "Słońce też wschodzi", "49 opowiadań", "Tortilla Flat", "Myszy i ludzie". O nadzwyczaj interesujących doznaniach literackich opowiem albo nie opowiem innym razem, teraz chcę poruszyć kwestię samego miejsca. A raczej związku miejsca z czytaną albo odnalezioną w tym akurat miejscu książką. Jak samo miejsce wpływa albo jak z miejsca tego wypływa zaznawany w tym miejscu tekst. Bo przecież gdybym ja w gościnę na Podlasie nie pojechał, gdybym nie trafił do akurat tego zacisznego pensjonatu, gdyby na półce w moim pokoju nie stali zacni, przeczytani grubo ponad trzy dziesiątki lat temu Amerykanie, nie przeżyłbym tego, co intensywnie przeżyłem. A zatem czytanie w rozmaitych miejscach. Czytanie w hotelach, czytanie w pociągach, czytanie w poczekalniach, czytanie na otomanie, czytanie na plaży, czytanie na pryczy, czytanie w miejscu ustronnym. Tak. Jeśli kto zechce napisać traktat o metafizyce miejsca lektury, trudny ale też kluczowy rozdział poświęcić będzie musiał czytaniu w miejscu ustronnym.

2. Ja osobiście w miejscu ustronnym nie czytam i wydaje mi się, że należę przez to do mniejszości, większość bowiem w klozecie czyta. Powszechne zjawisko czytania w klozecie nosi znamiona pewnej szlachetności, jest przecież niewątpliwie tak, że człowiek lekturą swoją chce wzniośle abstrahować od sprawowanej właśnie fizjologii. Ale szlachetność ta często bywa, a może i zawsze jest przymusem.

Antoni Słonimski opisuje (w "Alfabecie wspomnień"?

Polityka 39.1999 (2212) z dnia 25.09.1999; Pilch; s. 83
Reklama