Archiwum Polityki

Pomożecie?

Dwadzieścia lat temu czasy w Waszkowskich były inne, uczciwie trzeba powiedzieć - lepsze. Był tani kredyt i jasne perspektywy, a za litr sprzedanego mleka można było mieć litr oleju napędowego. Od dwunastu lat w Waszkowskich nie pojawił się nawet jeden nowy dom, traktor czy kombajn. Waszkowskie osunęły się w marazm i bezruch. Sprawy zaszły tak daleko, że Marek Płóciennik, lokalny radny i właściciel sklepu, razem z kolegami postanowili ten stan rzeczy przełamać.

Pierwszy pomysł, który wpadł im do głowy: cegły. Cegły to było coś, co dawniej w Waszkowskich udawało się nadzwyczajnie. Tutejsza bogata w glinę ziemia plon dawała taki sobie, za to czerwoną, tłustą, dobrze wypaloną cegłę rodziła obficie. Dwadzieścia lat temu na co drugim polu dymiły ułożone w stos ceglane piece. Wypalał kto mógł, dla siebie i na sprzedaż.

Jeszcze dzisiaj na polach widać zarosłe chaszczami doły i parowy - miejsca po glinie, którą wykopano, wypalono i sprzedano. Przypominają ślad po tajemniczej, dawno minionej glinianej cywilizacji.

Pomysł rzucił szwagier

Ostatni piec ustawiono w Waszkowskich bodaj w 1988 r., gdy Darek Wieloch z Nieczuja budował sobie garaż. Przez następne jedenaście lat pola w Waszkowskich nie zadymiły ani razu, choć jak zapewnia Darek, w tutejszej ziemi leżą jeszcze miliony potencjalnych cegieł. - E tam, z miliard by się znalazł - przekonuje Marek Płóciennik, którego rodzice sami w latach 70. wypalili prawie milion dwieście sztuk.

Tutejsza cegła jest solidna i zdrowa. Ale sytuacja jest chora. Piece w Waszkowskich nie dymią, bo zrujnowany chłop nie ma za co ich rozpalić. Gotówki brakuje na wsad (węgiel, miał), ale brakuje też kupca na samą cegłę. Nie sztuka wypalić, sztuka sprzedać.

- Ale kto się dziś buduje? - zapytuje Marek Płóciennik. - McDonald´s, Aral, Auchan, biznesmeni w Warszawie. A chłop w żadnym wypadku. W dużych inwestycjach cegłę wypiera zbrojony beton, pustak z rakotwórczym żużlem. Na dodatek wszyscy potrzebują faktur VAT, których wypalający cegły chłop wystawić nie może.

Pomysł postawienia pieca i wypalenia na próbę partii tysiąca cegieł rzucił szwagier Płóciennika Jerzy Pieniążek, senator z SLD. Chodziło o to, żeby przypomnieć starą, zapomnianą w Waszkowskich tradycję.

Polityka 40.1999 (2213) z dnia 02.10.1999; Kraj; s. 24
Reklama