Archiwum Polityki

Robakom na karmę

Jesień już. "Siedzimy godzinami, coś niedobrze się dzieje, oglądamy malarstwo włoskie - rany boskie jak nudno, rany boskie" - to z Leszka Długosza. Ale w naszym przypadku to nieprawda - my się z Basią nigdy nie nudzimy. Na wszystko jednak nie możemy zaradzić. Liście na czereśni czerwienieją. Za chwilę w karmin i karmazyn ubiorą się pnącze wina na ścianach domu. Jesień w całej krasie. Ten magiczny moment, w którym najłatwiej odróżnić pesymistów od optymistów, katastrofistów i realistów. Pesymista mówi: teraz będzie zima szara, błotnista (w Szampanii śnieg występuje raz na parę lat), ponura. Optymista:

- Ale coraz bliżej jesteśmy wiosny i lata (Barbara Skarga zanotowała we wspomnieniach, co jej mówili Sybiracy: "U nas proszę pani przez dziesięć miesięcy trwa zima, ale po niej lato, lato i lato"). Katastrofista: - Za rok znowu będzie jesień, im dalej od jesieni, tym do jesieni bliżej. Realista: - A co wy mi tu pieprzycie - będą po kolei jesień, zima, wiosna i lato, potem znowu jesień zima, wiosna i lato i tak dookoła Macieju; świat kręci się w kółko - moglibyście to wreszcie zauważyć. Dookoła Macieju.

Gruboskórnym realistą był Mircea Eliade, który twierdził, że wszystkie religie naszego świata opierają się na fundamentalnym paradygmacie éternel retour - wiecznego powrotu. Czas bieży po okręgu, więc cyklicznie kosmos wraca do punktu wyjścia. Corocznie tego samego dnia odprawia kapłan tę samą liturgię, te same święte wypowiada słowa. Ojciec Jan Góra OP tłumaczył mi kiedyś przy białym winie, już na północy w przepięknym refektarzu klasztoru Dominikanów w Krakowie (że zaś owa opowieść jest prawdziwa, gwarantuję świadectwem moich zmysłów), iż przez ponad sześćset lat tamtejsze mury tak nasiąkły modlitwami kolejnych pokoleń mnichów, że wystarczy noc i chwila skupienia, żeby usłyszeć, jak powtarzają lekcję przeznaczoną na dany dzień.

Polityka 42.1999 (2215) z dnia 16.10.1999; Stomma; s. 98
Reklama