Archiwum Polityki

Chata wuja Gerharda

Krytycy zarzucają mu, że zdradził socjaldemokratyczne ideały, że w gospodarce kładzie nacisk na wolną grę sił rynku, że jeśli jest jeszcze towarzyszem, to tylko bossów. Tymczasem Gerhard Schröder, socjaldemokratyczny kanclerz Niemiec, wybrał się w drogę do jednego z centrów globalizacji, do frankfurckich banków, by w osobistej rozmowie namówić je do zmiany wyroku śmierci wydanego przez nie wcześniej na koncern budowlany Holzmanna.

Gdyby kanclerz Schröder miał naprawdę zimne serce, jak to jeszcze niedawno twierdzili niemieccy związkowcy, siedziałby spokojnie w Berlinie i patrzył, jak dziesiątki tysięcy niemieckich rodzin załamuje przed świętami ręce.

Tymczasem Schröder wybrał się w podróż pełną ryzyka (na wszelki wypadek zabrał ze sobą 250 mln marek przekupnego), bo przecież nad bankami nie ma żadnej władzy i słuchać go nie muszą. Ale gra była warta świeczki. Rozczarowanie neoliberalną polityką socjaldemokratycznego kanclerza jest powszechne. Krok w przeciwną stronę chociaż na krótko utuli ból wyborców, głoszących na lewo i prawo, że jeszcze żaden rząd w historii powojennych Niemiec nie oszukał ich tak prędko i tak bezpardonowo jak obecny Schrödera. On sam, już po fakcie, skromnie tłumaczył, że ratowanie upadających koncernów to kanclerski obowiązek, zwłaszcza gdy w konsekwencji bankructwa miało pójść na bruk - tylko w samych Niemczech - prawie 70 tys. osób. Ratując koncern Schröder położył im wszystkim pod choinkę prezent, ale ilu z nich naprawdę dotrwa do następnej zimy - tego dzisiaj nikt nie wie.

Kiedy dwa tygodnie wcześniej pętla wokół szyi koncernu mocno się już zacisnęła, zaś banki - z wyjątkiem Deutsche Banku, jednego z głównych akcjonariuszy koncernu, szykowały firmie męczeńską śmierć, żaden z niemieckich polityków nie zadzwonił do Holzmanna i nie wykazał troski o losy tysięcy miejsc pracy. Również sami związkowcy wydawali się sparaliżowani tempem rozpadu kolosa. Historia eliminacji koncernu jest krótka, ale burzliwa: kilkakrotne kontrole rzeczoznawców w ostatnich dwóch latach sygnalizowały straty wynikłe ze złej kalkulacji kosztów i rozdmuchanych inwestycji, które już w fazie budowy nie gwarantowały wystarczających zysków.

Ale chociaż rzetelne, miały jedną wadę - opisywały straty faktyczne, a nie zajmowały się tymi, które właśnie powstawały.

Polityka 50.1999 (2223) z dnia 11.12.1999; Świat; s. 34
Reklama