Archiwum Polityki

Od czego parcieje życie

Stanisław Ciok / Polityka
Któregoś dnia Krystian i Wiktor musieli się spotkać. Na ławce pod blokiem, pod piekarnią albo na boisku szkolnym. Tam gdzie się pije. Z genów, z biedy, z życia bez wzorów.

1.

Wszystko wskazywało na to, że życiorys Wiktora rozwinie się w przykładnym kierunku. Zdał maturę, zaczął pracować. Ożenił się z dziewczyną, z którą chodził do szkoły. Mieszkał z Sabiną u jej rodziców – wiadomo, stały składnik życiorysu. Żona nie pracowała, bo ich mała córka chorowała na nerki.

Wiktor śmiał się z tych, którzy zamiast żyć przykładnie, pili przed blokiem, pod piekarnią albo na boisku szkolnym. Sam trochę popijał, ale rzadko i pod stałym dachem, jak powinien człowiek porządny.

Dzieci rosły. Żona poszła do pracy w biurze: nareszcie coś się odłoży, może na jakiś samochód, może będzie można pomyśleć o własnym mieszkaniu. Wspaniałe, nudne, porządne życie. Wiktor zaczął popijać więcej. Teściowa była od razu przeciwna temu małżeństwu – ciągnie go do kieliszka, zła wróżba. Może geny, może blokowa beznadzieja, kto to wie, od czego nam parcieje życie.

2.

Wszystko wskazywało na to, że życiorys Krystiana zacznie się rozwijać w złym kierunku. Ojciec szewc mało zarabiał, ale jakoś utrzymywał rodzinę. Pił oczywiście, ale po kielichu był dość spokojny, to matka rzucała się do awantur. Dom bez wygód, pod Warszawą. Rozeszli się, gdy Krystian miał 11 lat. Został z matką. Matka zaczęła pracować w sprzątaniu.

I mniej więcej w tym czasie Krystian, najlepszy dotychczas uczeń w klasie, przestał sobie dawać radę w nauce. Jakby coś runęło. Był zalękniony, milczący. Z piątkami ze sprawowania. Dużo wagarował, ale nie przeszkadzał na lekcjach. Nauczyciele machają na takiego ręką: nieszkodliwy i przepuszczają dalej. Niech idzie ze szkoły.

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Społeczeństwo; s. 87
Reklama