Archiwum Polityki

Kuwada: mężczyzna rodzi

Małgorzatę po porodzie najbardziej bolała szyja. Podczas skurczu na polecenie lekarza mąż przygiął jej głowę i z wrażenia zapomniał puścić aż do końca. Potem powiedział to, co mówią wszyscy mężczyźni wychodzący z sali porodowej: - To było niesamowite.

Podobno mężczyźni od zawsze zazdrościli kobiecie rodzenia. Podobno po to, żeby udowodnić, że są do tego zdolni, w starożytności stworzyli mit o Zeusie rodzącym Atenę z głowy i Dionizosa - z uda. Podobno po to, żeby przeniknąć ciemny i tajemniczy fenomen dokonujący się w ciele kobiety, żeby poczuć, jak to jest, mężczyźni z prymitywnych plemion wymyślili rytuał kuwady. W kuwadzie jest tak: kobieta, kiedy przychodzi jej czas, idzie z kilkoma towarzyszkami do lasu, rodzi dziecko i po kilku godzinach wraca do roboty. Mężczyzna w tym czasie rozkłada posłanie, powstrzymuje się od pracy, nie dotyka broni, nie je mięsa, nie pali, nie myje się. Cierpi porodowe bóle, a kobiety z wioski karmią go i opiekują się nim. Czasem, gdy poród jest ciężki, trwa to nawet kilka tygodni.

Nasi europejscy, nowożytni mężczyźni, odkąd groźny Bóg Jahwe powiedział, że ból porodu to kara za grzech pierworodny, nie chcieli mieć z rodzeniem wiele wspólnego. Woleli zostawać za drzwiami. Ich rolą było czekanie, palenie i denerwowanie się, dopóki nie rozlegnie się pierwszy krzyk, a akuszerka nie każe szykować wrzątku i prześcieradeł. Potem między mężczyzną a rodzącą kobietą stanęły mury szpitali. Ale jeszcze mocniejszy od murów był krąg tabu spleciony z biblijnej kary, krzyku, bólu, wstydu i krwi. Gdy w latach 50. naszego wieku dr Dick Read jako pierwszy zaczął mówić o wspólnych porodach, ludzie na niego pluli; i mężczyźni, i kobiety. Dziś mężczyzna, który mówi: za miesiąc rodzę, nikogo nie dziwi.

Mężczyzna płacze

- Naszą pacjentką była żona napastnika Legii - wspomina dr Eugeniusz Siwik, jeden z pionierów porodów naturalnych w Polsce. - On był z nami w klinice. Chodził skupiony po korytarzu, widać było, że ze sobą walczy. Nagle, w jednym momencie coś się w nim przełamało i zdecydowanym krokiem wszedł do sali porodowej.

Polityka 52.1999 (2225) z dnia 25.12.1999; Na własne oczy; s. 116
Reklama