Przywłaszczenie powieści Tolkiena przez kulturę masową m.in. za sprawą jej spektakularnej ekranizacji dokonanej przez Jacksona opiera się na udosłownieniu metafory. To co tajemnicze i magiczne zyskało jednoznaczną formę, przez co wielu czytelników książki poczuło się oszukanych. Dla nich wizualizacja pozbawiła postaci symbolicznych znaczeń, metafora utraciła swoją siłę. Ale dla milionów ludzi na całym świecie, którzy sięgnęli po książkę dopiero po obejrzeniu wersji ekranowej – film wydał się wiarygodny w swej spójnej po najdrobniejszy szczegół strukturze. Co ważne, niesie on też podobne przesłanie: baśniowy świat pod naporem prawdziwych emocji staje się realny. Mit został wskrzeszony.
O źródłach i pokrewieństwach historii Drużyny Pierścienia z wędrówkami Argonautów i średniowiecznymi opowieściami o rycerzach poszukujących Graala oraz z innymi prastarymi legendami napisano tomy uczonych analiz. Z pewnością znał je wszystkie Peter Jackson, deklarujący się jako zagorzały fan Tolkiena, choć w jego wersji wyprawy Dziewięciu, przedstawicieli elfów, ludzi, krasnoludów i hobbitów pod wodzą Gandalfa nie te odniesienia się liczą. Tematem jest przyjaźń i poświęcenie. Filmowa trylogia opowiada o przetrwaniu i odwadze – jak wyznaje sam reżyser – o tym, jak dotyka się ostatniego stopnia drogi wiodącej na szczyt człowieczeństwa.
Całe Śródziemie
Paradoksalnie, to właśnie dzięki krytykowanej przez przeciwników filmu wizualnej jego stronie owa treść bez przeszkód dociera do widza. Dopracowana w najdrobniejszych szczegółach wizja Śródziemia, którą w całej okazałości możemy podziwiać w „Powrocie króla”, poraża niespotykanym w kinie przygodowym rozmachem. Ale nie spycha na margines najważniejszego: losów członków Drużyny Pierścienia.