Archiwum Polityki

Melomaniacy

Naprawdę są w Polsce ludzie, którzy prawie codziennie chodzą do filharmonii lub opery, a w radiu łapią tylko muzykę poważną. Twierdzą, że to ich sposób na życie.

Na koncertach bywają dla przyjemności: prof. Michał Głowiński, Ryszard Kapuściński, poseł Marek Borowski, malarz Edward Dwurnik. Niemała grupa biznesmenów i polityków chodzi na koncerty i do opery po to, żeby się pokazać.

Są jednak i ludzie, dla których muzyka bywa czymś najważniejszym w życiu, mimo że nie zajmują się nią zawodowo. Ci dobrze sytuowani odwiedzają światowe centra kulturalne i systematycznie kupują nowości płytowe; ci, co mają kilkaset złotych renty, zamiast zjeść kolację, wolą pójść do filharmonii. – My jesteśmy taką mafią kulturalną – śmieje się Krystyna Czemier, germanistka, którą wraz z grupą znajomych można spotkać codziennie na warszawskich koncertach, wernisażach i spotkaniach literackich. Mafia to wyrafinowany żart: większość mafiosów ma nader niewielkie dochody. Przezwali się tak dlatego, że przekazują sobie nawzajem wiadomości o imprezach, załatwiają różnymi kanałami tańsze wejścia lub darmowe bilety.

Pani Krystyna jest w lepszej sytuacji: pracuje jako tłumaczka symultaniczna i nieźle zarabia. W szkole na pytanie, kim chciałaby być, odparła: człowiekiem renesansu. Dziś, gdy owdowiała, a dorosły syn się usamodzielnił, większość dochodów przeznacza na kulturę, która jest dla niej artykułem pierwszej potrzeby. – Zapowiedziałam rodzinie: jak już nie będę mogła chodzić, to proszę mnie do filharmonii zanosić! – żartuje.

Miłość do kultury wysokiej wyniosła z domu. Chodziła też na lekcje muzyki, podobnie jak jej filharmoniczna znajoma pani Tomira, którą jednak rodzice technicy zapisali na naukę gry na skrzypcach nie z miłości do muzyki, tylko dlatego, że modnie było posłać dziecko na dodatkowe zajęcia. Pani Tomira skrzypaczką nie została, studiowała elektronikę, ale sentyment do muzyki pozostał, a pod wpływem nowych znajomych doszło jeszcze zainteresowanie sztukami plastycznymi.

Polityka 30.2004 (2462) z dnia 24.07.2004; Kultura; s. 60
Reklama