Archiwum Polityki

Luksus przy ciele

Porównano go do Picassa i Kandinsky’ego, okrzyknięto pierwszym stylistą postmodernizmu. Ba, często cytowano słowa sprzedawczyni z jego nowojorskiego butiku: „We Włoszech jest papież i Armani”.

W połowie lat 70. włoskie dziennikarki zajmujące się modą nie przyszły na jego pierwszy pokaz, bo nie miały czasu dla nieznanego projektanta. Obejrzały go za to Amerykanki i od razu zakochały się w niezwykle prostych spódnicach, spodniach i koszulach. Publicystka „Corriere della Sera” pisze, że Giorgio Armani nie urodził się w 1934 r., ale w 1982 r., gdy tygodnik „Time” poświęcił mu okładkę i artykuł pod tytułem „Boski styl Giorgio”. Od tego czasu jego światowa kariera zaczęła rozwijać się w błyskawicznym tempie. Po 22 latach, z majątkiem przekraczającym 1,6 mld euro, jest jednym z najbogatszych Włochów, płaci największe w Italii podatki, zatrudnia 4600 pracowników i ma 325 sklepów na całym świecie.

Rodakom, którzy podobnie jak dziennikarki z Mediolanu poznali się na nim późno, ale teraz go bezgranicznie uwielbiają, kojarzy się z luksusem i szykiem, a także z prostotą i minimalizmem, na który jednak mało kogo stać. 500 jego najpiękniejszych kreacji, wystawianych wcześniej w słynnych muzeach i galeriach świata, teraz można podziwiać w rzymskich Termach Dioklecjana. We Włoszech nie mówi się już tylko o stylu Armaniego, ale wręcz o jego fenomenie w historii sztuki. Kłopot z nim polega na tym, że jest zbyt doskonały: prowadzi spokojne życie, nie wywołuje skandali nawet na wybiegu, sam uważany jest za ideał urody, elegancji i dobrego smaku. W przeciwieństwie do dzieł wielu dyktatorów mody wszystko, co projektuje, jest nie tylko luksusowe, ale przede wszystkim estetyczne. A swym nazwiskiem firmuje nie tylko ubrania i perfumy, lecz także wyposażenie domu, kawiarnie, czekoladki oraz sieć luksusowych hoteli.

Polityka 30.2004 (2462) z dnia 24.07.2004; Społeczeństwo; s. 78
Reklama