Dwa słowa wstępu, nim przejdę do analizy obu stylów. Piłka nożna jest sportem interwałowym, grą zrywów, kiedy tętno w krótkich odstępach czasu wzrasta od 100 do 200 uderzeń serca na krótszych lub dłuższych odcinkach biegu. To trener Feola wymyślił swego czasu dla brazylijskich gwiazd driblingu zdobywanie terenu z piłką u nogi, bo dla artystów technicznych sztuczek bieganie bez piłki jest męczące psychicznie, po prostu nudne.
Skuteczność ich gry przekładała się zarazem na wysoki procent posiadania piłki. Ten czynnik jednak w innym wykonaniu może wyrażać się zupełnie inaczej, a więc w ataku pozycyjnym czy też grze na czas, jak to stało się w Europie, co wcale nie musi prowadzić do goli.
Mogło to przynosić sukcesy tylko do pewnego momentu, konkretnie do końca lat 80., kiedy brylowali w światowym futbolu Niemcy. Na portugalskim Euro zatriumfował futbol skuteczny, gra na rezultat, na zwycięstwo. Męczące, szybkie wychodzenie z kontry na pole przeciwnika, dwa–trzy prostopadłe podania, błyskawiczne zdobywanie terenu z absolutną koniecznością zakończenia akcji strzałem na bramkę, aby uniemożliwić rywalom kontratak.
Ten drugi styl siłą rzeczy jest niewygodny i ryzykowny, wymaga biegania bez piłki, jest trudny psychicznie i wymaga ogromnej dyscypliny taktycznej. Tak od początku do końca turnieju grali Grecy. Dzięki temu stylowi do finału dotarli też Portugalczycy. Czesi rozgromili w drugiej połowie meczu Danię, a Holandia, która zaczęła turniej w pierwszym stylu, po meczu z Łotwą przestawiła się na ten drugi. Znamienne, że o wynikach meczów przestał decydować czas posiadania piłki. Skuteczniejsze okazały się 2–3 krzyżowe podania i strzał na bramkę. Tak strzelili najważniejsze brami Grecy, którym do zwycięstwa wystarczała czasem tylko jedna skuteczna akcja.