Archiwum Polityki

Ślub z opłaconym rozwodem

Słabość polityczna rządu Belki może się okazać jego siłą

Marek Belka w swoim drugim sejmowym podejściu otrzymał wotum zaufania – z naciskiem na wotum. Zaufania udzielono mu w kredycie i to, zdaje się, wysoko oprocentowanym. Jednego na pewno nie można zarzucić premierowi: że się łatwo zniechęca. Kiedy niemal wszyscy wróżyli mu totalną klęskę, Belka z uśmiechem wyjaśniał, że do uzgodnienia pozostały jedynie techniczne szczegóły, choćby takie, jak liczba popierających go posłów.

Po raz pierwszy w powołaniu szefa rządu ćwiczona była konstytucyjna procedura „trzech kroków”.

Mechanizm okazał się skuteczny, chociaż męczący zarówno dla premiera jak i opinii publicznej, która nie zawsze rozumiała, dlaczego Belka ma zostać premierem, choć nim już jest, i dlaczego nim pozostanie, nawet jeśli go nie wybiorą. Nie brak było głosów, że nienormalny jest stan, kiedy krajem przez blisko dwa miesiące rządzi i podejmuje ważne decyzje gabinet bez sejmowej legitymacji. Ale zwolennicy metody „trzech kroków” dowodzą, że pozwala ona unikać zbyt pochopnych i kosztownych decyzji o rozwiązaniu parlamentu, studzi głowy, daje czas do namysłu i do tworzenia nowych politycznych faktów, a zwłaszcza układów.

Zadziałała też konsekwencja prezydenta Kwaśniewskiego, który ani na moment nie odstąpił od kandydatury swojego dawnego doradcy i nie pozostawiał złudzeń, że jakimś cudownym sposobem, falandyzując prawo, przesunie termin wyborów poza feralny sierpień, jeśli Belka nie przejdzie. Wybory w sierpniu okazały się ponad siły kilku ugrupowań, a i te, które 24 czerwca głosowały przeciw premierowi, też pewnie w głębi ducha odetchnęły z ulgą, że wyborów w lecie nie będzie. W kuluarach liderzy niemal wszystkich partii mówili, że to fatalny termin, dodając mocno nieszczerze, że trzeba go jakoś znieść dla dobra demokracji.

Polityka 27.2004 (2459) z dnia 03.07.2004; Komentarze; s. 17
Reklama