Właśnie zapadła decyzja o przedłużeniu pobytu polskich wojsk w Iraku do końca 2004 r. Nauka nowego pola walki potrwa zresztą pewnie jeszcze dłużej, chociaż w przyszłym roku, zdaniem ministra obrony Jerzego Szmajdzińskiego, nasze zaangażowanie w tym konflikcie będzie znacząco mniejsze. Czy da się z wyprawy do Iraku jak i Afganistanu wyciągnąć korzyści dla polskiej armii?
Dla gen. broni Mieczysława Cieniucha, I zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP, jest to oczywiste. – W operacje te zainwestowaliśmy wiele pieniędzy i wysiłku – i powinno się to zwrócić – uważa generał. – Każdy, kto służy w Iraku, ma obowiązek składania meldunków, co i jak należy zrobić, aby było lepiej. W sztabie naszej dywizji zajmują się tym wyspecjalizowane komórki. Te informacje śledzi na bieżąco Sztab Generalny i MON. Wyruszająca niebawem do Iraku III zmiana polskiego kontyngentu mocno już różni się od I zmiany, tej sprzed roku.
Gen. broni Andrzej Tyszkiewicz, który dowodził w Iraku pierwszą zmianą wielonarodowej dywizji, po powrocie z misji miał już ponad 30 spotkań, podczas których dzielił się swoimi doświadczeniami. – Do niedawna z innymi krajami tworzyliśmy jedynie wspólne bataliony. Przez jakiś czas w Bośni była polsko-nordycka brygada. A teraz zdobyliśmy ogromne doświadczenie, dowodząc wielonarodową dywizją. Dotąd potrafili to robić tylko Amerykanie i Brytyjczycy – podkreśla gen. Tyszkiewicz.
Ale pytany o szczegóły współdziałania z kontyngentami z ponad 20 państw, które weszły w skład wielonarodowej dywizji, podkreśla, że nie tylko wtedy, kiedy budował dywizję, ale i dziś musi być dyplomatą. Stwierdza, że natowskie procedury na utworzenie i zgranie dywizji przewidują 4–5 lat. Polska armia miała na to 4 miesiące.